Pingwiny z Madagaskaru Polska

Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Polskie forum fanów serialu ,,Pingwiny z Madagaskaru - dołącz do naszej społeczności już dziś!


    Opowiadania humanizacja PzM

    avatar
    Fan PzM 1/2


    Liczba postów : 12
    Reputacja : 0
    Join date : 08/10/2016
    Age : 38
    Skąd : Gliwice

    Opowiadania humanizacja PzM Empty Opowiadania humanizacja PzM

    Pisanie by Fan PzM 1/2 Nie Mar 19, 2017 6:47 pm

    Cześć,

    Tak jak obiecałem wrzucam kolejne opowiadania. Na początek opowiadanie nr 4, a w następnym poście opowiadanie nr 5

    Pozdrawiam,
    Mariusz

    Opowiadanie nr 4: "Uliczny Mściciel"

    Był chłodny lutowy wieczór. Oddział Pingwinów pod dowództwem Skippera McKenziego wracał swoim Hammerem z wyprawy za miasto. Ćwiczyli tam bieg na orientację w terenie. Teraz wracali postanowili zatrzymać się by coś zjeść. Weszli do nocnego baru i podeszli do lady.
    - Cztery hamburgery, cztery porcje frytek i cztery cole- powiedział Skipper
    -Za dziesięć minut będą gotowe- odpowiedział barman
    -Ile płacę?- Spytał Skipper
    -30 dolarów- odparł barman
    -Proszę- powiedział Skipper podając barmanowi pieniądze
    Dziesięć minut później dostali zamówienie i usiedli przy stoliku. Był dobry widok na ulicę. W jednym momencie Szeregowy zauważył:
    -Szefie właśnie widziałem jak jakiś dwóch kolesi włamuje się do sklepu jubilerskiego
    -Panowie, zatem mamy robotę- oznajmił Skipper
    Wyszli z baru. Przeszli kilkanaście metrów i znaleźli się blisko sklepu. Skipper zaczął wydawać polecenia:
    -Kowalski i Rico, wy idziecie z przodu, ja i Szeregowy z tyłu. Odetniemy im drogę ucieczki
    Po chwili dwóch bandytów wyszło ze sklepu jubilerskiego. Jeden był chudy i niski, ręce i nogi wyglądały jak patyczki, natomiast jego nos był olbrzymi, oczka małe jak u szczura, w których czaiła się inteligencja. Drugi z nich wyglądał jak typowy drap, zwalisty jak góra, miał około dwóch metrów wzrostu i półtora w barach, jego tępy wyraz twarzy mówił, że to nie on był tu mózgiem. Chudy włamywacz powiedział:
    -Jesteście psami?
    -No ludzie, czy my wyglądamy na policję, zwłaszcza Szeregowy, on jest za słodki na policjanta
    -Dzięki, szefie-ucieszył się prawdziwie Szeregowy, ponieważ uważał, że policja z jego kraju to mięczaki
    -Proszę, Szeregowy. A wy odłóżcie to, co wzięliście- sugerował Skipper
    -Nie jest jesteście psami, więc jest nas dwóch na dwóch. A przy sile Cegły mamy przewagę- mówił chudy bandyta
    -Czworo -odezwał się głos Rico
    -W istocie rzeczy nas czworo, a was dwóch. Według moich obliczeń mamy przewagę- oznajmił Kowalski
    - Kowalski, opcje- powiedział Skipper
    -Proponuję klasyczny łomot- zaproponował Kowalski
    -I to mi się podoba- przyznał Skipper
    -Mnie też, mnie też- zawołał Rico
    -Nie wiecie, z kim zadzieracie. Jestem wielki Cecil- mówił chudy bandyta
    -A ja jestem Cegła- dodał jego towarzysz
    Kowalski parsknął śmiechem
    -Jak na mój oko to masz jakieś 1,70 wzrostu. Nie jesteś zbyt duży- stwierdził Kowalski
    - Kowalski, on mówił metaforycznie- zwrócił uwagę Szeregowy
    -Jestem naukowcem, nie rozumiem metafor- obruszył się Kowalski
    -Trzeba było nie wychodzić z laboratorium. Jestem wielki w sensie dokonań. Psy nigdy mnie nie złapały- przechwalał Cecil
    -A mnie tak-zaśmiał się głupkowato Cegła
    -Nie imponujesz im- powiedział Cecil
    -Dosyć tego. Brać ich- zawołał Skipper
    -Ciekaw jestem, co zrobicie jak, zrobię to- powiedział Cecil i rzucił naszyjnikiem z wielkim brylantem, który trafił Rico prosto w oko
    -Auć- krzyknął Rico
    -Cegła, w nogi- krzyknął Cecil, po czym oprychy zaczęły wiać
    -Za nimi już. Rico dacie radę kontynuować misję?- Spytał Skipper
    -Spoko. Mam drugie oko- odparł Rico
    -To mi się podoba. Gońmy ich- powiedział Skipper
    Cecil i cegła biegli wzdłuż ulicy 7. Za nimi biegli Kowalski i Szeregowy. Skipper postanowił odciąć im drogę i pobiegł wraz z Rico bocznymi ulicami. Wybiegli przed Cecila i Cegłę, Skipper wyciągnął z kieszeni kurtki bumerang i rzucił w Cecila i Cegłę. Bumerang przeleciał i walnął Cegłę prosto w czoło tak mocno, że ten przewrócił się. Bumerang wrócił do Skippera.
    -Cegła, co ty wyprawiasz, przez ciebie nas złapią- złościł się Cecil, za chwilę jednak i on oberwał bumerangiem w czoło i przewrócił się. Pingwiny otoczyli zbirów i wyciągnęli pistolety. Cecil i Cegła podnieśli ręce do góry. Skipper powiedział:
    -Mamy was. Kowalski dzwoń na policję. Mamy ich zguby
    -Już dzwonię szefie- powiedział Kowalski, odszedł na bok i zaczął dzwonić
    -Kim wy u diabła jesteście?-Spytał przerażony Cecil
    -Pingwinami- odpowiedział dumnie Szeregowy
    -Jakoś mało pingwinio wyglądacie- stwierdził Cecil
    -Cecil to znaczy, że są zakonnicami. Nie wolno mi bić zakonnic. One mają układy tam u góry.
    - Przekonywał Cegła
    -Nie, ośle. Nie wiem, kim są- odparł Cecil
    -Elitarny Militarny Oddział Pingwiny- Szeregowy był jeszcze bardziej dumny
    -Znaczy, że co?- Głupkowato pytał Cegła
    -Znaczy, że wojsko baranie- warknął Cecil
    -Policja już w drodze- powiedział Kowalski
    -To świetnie- odparł Skipper
    -Szefie, skąd pan się nauczył posługiwać bumerangiem?- Spytał Szeregowy
    -Kiedyś byłem na wakacjach w Australii. Pewien aborygeński myśliwy nauczył mnie, nie tylko posługiwać się bumerangami, ale też je tworzyć. To były dobre czasy. Miałem wtedy 16 lat
    - wspominał Skipper
    Po chwili podjechał radiowóz.
    -Panowie mamy wasze zguby- oznajmił Skipper
    -Dziękujemy, kapitanie McKenzie- odpowiedział jeden z policjantów, zakładając kajdanki Cecilowi, a następnie Cegle. Podnieśli z ziemi bandytów i posadzili ich na tyle radiowozu.
    -Pozdrówcie inspektora McSlade’a- zawołał Skipper
    -Na pewno pozdrowimy- zawołał drugi z policjantów, po czym odjechali
    - Rico jedziemy do szpitala. Jakiś lekarz musi do zobaczyć- powiedział Skipper
    - Ja nie chcę- zajęczał Rico
    -Niesubordynacja, co?. Szeregowy, Kowalski łapać go- zawołał Skipper
    -O.K. Już pójdę- zapewnił Rico i wszyscy wsiedli do samochodu
    ***
    -Proszę się nie ruszać za dużo, panie Rodriguez- nakazał Rico lekarz
    - Rico, przecież wiesz, że Doktor Peary to najlepszy specjalista- upomniał podwładnego Skipper
    -No, już skończyłem- oznajmił Doktor Peary
    Doktor Peary był niskim, łysym mężczyzną po pięćdziesiątce. Na twarzy nosił okulary. Był specjalistą od wszelkiego rodzaju urazów. Usposobienie miał raczej pogodne, najwyraźniej uwielbia swoją pracę. Pacjenci wprost go uwielbiają. Chłopaki mieszkali już półtora miesiąca, a zdążyli już u niego kilka razy wylądować
    -Dziękujemy, doktorze, co my bez pana byśmy zrobili- szczerze dziękował Szeregowy
    -Nie macie, za co dziękować. To moja praca- odpowiedział Doktor Peary
    -Mimo wszystko jednak dziękujemy- powiedział Szeregowy
    -Zastanawiam się jak to jest, że wy ciągle lądujecie u mnie? Nie żebym narzekał, bo dzięki temu mam pracę- mówił Doktor Peary
    -Mamy niebezpieczną pracę. Jednym razem dostajemy kulkę, innym razem obrywamy w oko wielkim brylantem- wyjaśnił Skipper
    -Proszę oto wypis dla pana, panie Rodriguez- podał Rico dokument
    -Dziękuję- odparł Rico
    -To my już pójdziemy. Dobranoc doktorze- powiedział Skipper
    -Dobranoc panowie- odpowiedział mu Doktor Peary
    -Dobranoc- zawołali Kowalski, Rico i Szeregowy, po czym cała czwórka wyszła z jego gabinetu.
    Kiedy przechodzili obok recepcji zauważyli, że rejestratorka ogląda telewizję. Na ekranie ujrzeli dobrze znanego już im Chucka Charlesa przeprowadzającego wywiad na wizji z jakimś oficerem policji
    -, To już trzecia ofiara tak zwanego Łucznika. Ofiarami są członkowie gangu Szczurów. Łucznik zabija ich za pomocą strzał. Czy miasto ma bohatera?
    -Nie nazywałbym go bohaterem. To, co on robi to akty samosądu. Nie będzie naszej zgody na takie działania- odpowiedział policjant
    -Więc zamierzacie go złapać?- Spytał Chuck
    -Oczywiście, że tak. Od tego jesteśmy- odpowiedział policjant
    -Słyszałem pogłoskę, że policja chce pozwolić mu działać, bo nie radzi sobie z gangiem Szczurów. Jak pan to skomentuje?- Dociekał Chuck
    Policjant chwilę się zastanowił a następnie powiedział:
    -To pomówienia, panie reporterze. A teraz już bez komentarzy- po tych słowach odszedł sprzed kamery
    -Mówił Chuck Charles. Oddaję głos do studia, Bonnie
    Na ekranie pojawiła się młoda kobieta azjatyckiego pochodzenia. Była raczej niskiego wzrostu
    i miała długie czarne włosy
    -Cóż za materiał Chuck. A teraz pogoda…. – Mówiła Bonnie
    -Dobra panowie, pora iść do domu- powiedział Skipper
    Wyszli ze szpitala, przeszli przez parking i wsiedli do swojego Hammera. Po chwili Szeregowy spytał Skippera:
    -Szefie, co pan sądzi o tym Łuczniku
    -Sądzę, że powinniśmy go powstrzymać. On pewnie coś spapra. A my musimy chronić cywilów.
    -Myślałem, że Szczury to nasz wróg?-Dziwił się Szeregowy
    -Nie będziemy chronić Szczurów przed nim. Raczej jego przed nimi. Royalez to tępak, ale w końcu i on dojdzie do tego, kto, posyła mu ludzi na tamten świat- wyjaśnił Skipper
    -To, co zatem zrobimy?- Spytał Szeregowy
    -Zaczniemy szukać Łucznika. Zanim Szczury go znajdą, a co potem to się zobaczy- powiedział Skipper
    ***
    Marlenka w porze lunchu udała się do Starbucksa. Spotkała tam się z Darlą. Po złożeniu zamówienia usiadły przy stoliku i zaczęły rozmowę:
    -Jak się trzyma Carol już jej lepiej?- Spytała Marlenka
    -Trochę. Jillian przy niej jest. Zmieniamy się- odpowiedziała Darla
    -Biadaczka. Zatrucie pokarmowe, nie zazdroszczę- powiedziała Marlenka
    -Proszę oto wasze zamówienie- powiedział kelner
    -Dzięki, Fred- odpowiedziała Marlenka i uśmiechnęła się do niego. Fred był wysokim, rudym mężczyzną. Miał 31 lat. Wydawałoby się, że żyje w swoim świecie. Często nie rozumiał metafor. Mimo to Marlenka przez jakiś czas z nim chodziła, bo uznała, że zawsze był dla niej miły. Związek jednak nie trwał zbyt, bo Marlenka uznała, że jednak do siebie nie pasują. Nagle do lokalu wszedł wysoki, przystojny Latynos z hiszpańską gitarą w ręku. Podszedł do lady i przybił piątkę z Fredem i powiedział:
    -To, co zwykle, Fred, tylko na wynos
    -Oczywiście Antonio- odpowiedział Fred
    -Hallo, ziemia do Marleny, myślałam, że planeta Antonio, jest już poza zasięgiem- Darla pstryknęła palcami przed oczyma Marlenki
    -Spokojnie. Ja tylko…-zaczęła Marlenka
    -Tak ty tylko- powiedziała Darla
    Antonio podszedł do stolika, przy którym siedział wysoki, chudy brunet, zbliżający się do czterdziestki i przywitał się:
    -Cześć Emmeth
    -O, cześć Antonio- odpowiedział mężczyzna. Marlenka i Darla też dopiero teraz go zauważyły. Był to Emmeth Tommy Pinky, ich sąsiad z bloku. Mieszkał na IV piętrze w mieszkaniu nr 18
    -Nie idziesz do szkoły?- Spytał Antonio Pinky’ego
    -Mam okienko, a przy okazji muszę posprawdzać testy- odpowiedział Pinky
    - Antonio, twoje zamówienie- zawołał Fred
    Antonio odebrał zamówienie i wyszedł z lokalu odprowadzany wzrokiem Marlenki. Darla przewróciła oczami. Gdy Antonio wyszedł Marlenka podeszła do stolika Pinky’ego i powiedziała:
    -Cześć Emmeth
    -O, cześć Marlenko
    -Cześć-zawołała Darla
    -Witaj, Darlo- odpowiedział Pinky
    -Możemy się przysiąść?- Spytała Marlenka
    -Jasne siadajcie- odpowiedział Pinky
    -Mam do ciebie pytanie. Znasz Antonia?- Spytała Marlenka
    -Oczywiście, że znam. Pracujemy razem w szkole. Ja uczę historii, a on muzyki- odpowiedział Pinky
    -Nie wiesz może czy ma jakąś dziewczynę?- Spytała Marlenka
    -Z, czego mi wiadomo, to nie. Czemu pytasz?- Mówił Pinky
    -Podoba mi się- stwierdziła Marlenka
    -A, ty nie masz przypadkiem chłopaka?- Dziwił się Pinky
    -Nie, skąd ci to przyszło do głowy?- Marlenkę zdziwiło to pytanie
    -Tak jakoś. Antonio jest tak pochłonięty swoją pracę, że nie zauważa ilu kobietom się podoba. Na jego lekcje przychodzi zdecydowanie więcej dziewczyn niż chłopaków. Jedna koleżanka z naszej pracy jakiś czas z nim chodziła, ale zerwała z nim, bo o wszystkim zapominał, łącznie z randkami - odparł Pinky
    -Niezbyt fajnie- stwierdziła Marlenka
    -Witaj Marlenko! Cześć Darla! Witaj Pinky- To był Skipper
    -Cześć Skipper-zawołała cała trójka sąsiadów
    Skipper podszedł do lady i zaczął rozmawiać z Fredem. Darla i Pinky wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Marlenka zawołała do Skippera:
    -A gdzie masz resztę chłopaków?
    -Siedzą w samochodzie i czekają- odpowiedział Skipper
    Chwilę z sobą rozmawiali, w końcu Fred zawołał:
    -Cztery zamówienia na wynos
    -O, dzięki Fred- powiedział Skipper i wyszedł
    - Marlenko muszę iść kupić parę rzeczy do domu- powiedziała Darla
    -Tak ja też muszę iść. Nie długo skończy mi się przerwa- zgodziła się Marlenka
    -Cześć Emmeth-zawołały Marlenka i Darla
    -Cześć dziewczyny-odpowiedział im Pinky
    ***
    Skipper wyszedł z Starbucksa, wsiadł do samochodu i powiedział:
    -Chłopcy wasze, zamówienia. A teraz jedźmy Rico
    Samochód ruszył przemierzali ulicę w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Przejechali parę przecznic, gdy zobaczyli gang Szczurów zaczepiający jakiegoś młodego mężczyznę. Był niski i gruby, włosy miał dość długie i brązowe. Od razu rozpoznali, że to ich sąsiad z bloku Roger Stanley Gater, mieszkający na trzecim piętrze w mieszkaniu nr 13. Skipper nakazał Rico zatrzymać samochód, z którego wszyscy pośpiesznie wyskoczyli.
    -Panowie musimy pomóc naszemu sąsiadowi- zawołał Skipper
    -Ej, głupki- Rico zawołał do Szczurów
    Ci od razu się odwrócili. O dziwo nie było wśród nich Royaleza, co Skipper tak skomentował:
    -No, proszę jednak szef pozwala wam chodzić samemu
    -To znowu wy. Tym razem wam się dostanie- warknął jeden z gangsterów
    -Raczej wątpię w to was jest trzech, a nas czterech, zlaliśmy was kiedy było was pięciu- zwrócił uwagę Kowalski
    - Szeregowy odciągnijcie naszego sąsiada z pola walki- powiedział Skipper
    -Rozkaz, szefie. Chodź Roger- powiedział Szeregowy
    Podeszli do samochodu. Roger powiedział:
    -Ja was znam, mieszkacie pod szóstką. Jesteście tymi żołnierzami, tak?
    -Tak, zgadza się Roger. Lepiej tam nie podchodźmy. – Stwierdził Szeregowy
    Miał rację. Walka trwała w najlepsze. Nagle strzała przeszyła szyje jednego z gangsterów. Jeden z jego kolegów krzyknął:
    -O, mój Boże zabiliście Torreza
    -Nie, to nie my- zapewniał Skipper
    -Dobra, dobra. Jak nie wy to, kto?- Spytał drugi gangster, któremu za chwilę strzała wbiła się w klatkę piersiową, a on padł martwy. Trzeci gangster nie czekając zbyt długo wskoczył na motocykl i odjechał. Pingwiny zobaczyli z daleka jak jakaś postać, wystrzeliwuje strzałę z liną i wciąga się na dach.
    - Szeregowy śledźcie go, ale dyskretnie- powiedział Skipper do Szeregowego, który akurat podszedł z Rogerem
    -Już idę- po tych słowach szedł za postacią skaczącą po dachach
    - Kowalski zanim wezwiemy policję zbadaj tamto miejsce. Założę się, że koleś zostawił ślady
    Po pół godziny Kowalski zdał raport Skipperowi.
    -Szefie, on rzeczywiście zostawia ślady
    -Wiedziałem- stwierdził Skipper
    -Co robimy dalej?- Spytał Kowalski
    -Zawiadamiamy policję, niech posprzątają. A później wracamy do domu i czekamy na to, co ustali Szeregowy- mówił Szeregowy
    - W porządku, szefie. Roger zabierzesz się z nami?- Spytał Kowalski
    -Jasne uratowaliście mnie- odparł Roger
    Po przyjeździe policji wrócili do domu.
    ***
    Szeregowy śledził Łucznika. Miał wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony uważał, że ktoś, kto stawia opór niebezpiecznym ludziom, wykazuje się bohaterstwem. Dobrze wiedział, że Szczury wzbudzają powszechny strach na osiedlu, a Łucznik się ich nie boi. Z drugiej strony nie podobała mu się to, że Łucznik jest tak nieostrożny i zgadzał się ze Skipperem, że prędzej czy później będzie miał kłopoty. Zauważył, że Łucznik w pewnym momencie zeskoczył z dachu. Szeregowy szedł paręnaście kroków za nim. Ku swemu zdziwieniu stwierdził, że jest blisko swojego bloku. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy zobaczył jak Łucznik wchodzi do bloku nr 2. To go dopiero zdziwiło.
    -Szeregowy?- Rozmyślania przerwał mu znajomy głos
    -Cześć, Barry- powiedział Szeregowy
    Barry Peter Frog mieszkał na parterze w mieszkaniu nr 2, wprost naprzeciwko drzwi Alice. Był bardzo niski, miał tylko 135 cm wzrostu. Miał 45lat i brązowe włosy. Kiedyś był wrogo nastawiony do Pingwinów, ale po szczerej rozmowie z Szeregowym, przekonał się do nich. Z zawodu był komornikiem sądowym.
    -Wracasz z pracy?-Spytał Barry’ego
    -Tak, ale dzisiaj nie miałem zbyt dużo do roboty- odpowiedział Barry
    Szeregowy i Barry weszli do kamienicy. Nagle otworzyły się drzwi od mieszkania Alice, która od razu zawołała:
    -Ej, wy dwaj czynsz!
    Szeregowy i Barry przewrócili oczami. Barry wyciągnął z kieszeni czek i powiedział:
    -Masz i odczep się
    -A, ty?- Spytała Szeregowego
    - Kowalski zapłaci jak przyjdzie-odpowiedział Szeregowy
    Alice schowała się do swojego mieszkania.
    -Wkurza mnie ona- powiedział Barry
    -Tak. Mnie też- zgodził się z Barrym Szeregowy
    -Dobra. To ja idę do siebie. Cześć- powiedział Barry
    -Na razie Barry- pożegnał wchodzącego do mieszkania Barry’ego
    Nagle Szeregowy usłyszał za swoimi placami:
    - Szeregowy, a wy nie mieliście przypadkiem śledzić Łucznika? Tylko nie mówcie, że go zgubiliście- to oczywiście był Skipper. Wraz z nim byli Kowalski, Rico i Roger.
    -Nie, szefie nie zgubiłem go, a wręcz przeciwnie. Wiem, gdzie mieszka- odpowiedział Szeregowy
    -To fantastyczna wiadomość. Chodźmy na górę- powiedział Skipper
    Kiedy szli po schodach. Roger zwrócił się do Szeregowego:
    - Szeregowy jeszcze tobie nie dziękowałem, za uratowanie mnie
    -Drobiazg. To nasza praca-odparł Szeregowy
    Chłopaki weszli na pierwsze piętro, a Roger poszedł dalej i zawołał:
    -Cześć chłopaki, jeszcze raz dzięki
    Weszli do mieszkania i usiedli w salonie. Skipper zapytał:
    -No to gdzie on mieszka, Szeregowy?
    -W bloku naprzeciwko naszego. Tym samym, co Rodzina Pato, Fred i Doris…- mówił Szeregowy
    -Doris!!!!- Zapłakał Kowalski
    Skipper rzucił mu spojrzenie mówiące:, Zamknij się”. Kowalski uspokoił się
    -A ja mu, co?- Spytał Szeregowy
    -Jak to, co znowu dostał od niej kosza. Nie zwracaj na niego uwagi, mów dalej- powiedział Skipper
    -Wiem, też jak wygląda. Jest między 30 a 40, brunet, średniego wzrostu, możliwe, że mógł mieć coś wspólnego z cyrkiem, sądząc po jego akrobacjach po dachach. Wiecie, chodziłem kiedyś z artystką cyrkową, to ona nauczyła mnie rzucać nożami. Co za dziewczyna!- Szeregowy rozmarzył się o dziewczynie
    -Szczegółów nam oszczędź. Ale dobrze, że nauczyła cię rzucać nożami. W walce jest to przydatne. Jutro z rana będziemy śledzić Łucznika.
    ***
    Szeregowy wracał właśnie z wieczornego spaceru z PJ-em. Gdy wszedł na klatkę, zobaczył potężnie zbudowanego wysokiego, mężczyznę, który właśnie płacił czynsz Alice
    -Czynsz!- Zawołała do Szeregowego
    -Mnie też panią miło widzieć, pani zarządczyni. Cześć, Ted- mówił Szeregowy
    -Dzień dobry- odpowiedział mu mężczyzna, następnie poszedł na górę. Ted Bear był najbardziej tajemniczym mieszkańcem kamienicy. Mieszkał na poddaszu w mieszkaniu nr 21. Nikt nic o nim nie wiedział. Rozmowy z sąsiadami ogranicza tylko do uprzejmości. Więcej rozmawia jedynie z Marlenką, (co nie można jednak nazwać przyjaźnią). Szeregowy ignorując wołanie Alice o czynsz. Poszedł na swoje piętro. Z mieszkania wyszedł Maurice.
    -Cześć Maurice-powiedział Szeregowy
    -O, cześć Szeregowy- odpowiedział mu
    -Julian, na litość Boską, pośpiesz się.- Popędzał Juliana Maurice
    -Nie pośpieszaj mnie!-Głos Juliana słychać było zza drzwi
    -Ileż można się ubierać?- Maurice kręcił głową z niedowierzaniem
    -Cześć, chłopaki- to była Darla, która akurat przeszła po schodach do góry
    -Cześć- odpowiedzieli jej obaj panowie. Szeregowy zauważył, że Maurice obejrzał się za Darlą., Czyżby ona mu się podobała?”. Pomyślał Szeregowy
    -No, no Maurice- powiedział Szeregowy
    -Ale, o co ci chodzi?- Spytał Maurice
    -Podoba ci się Darla- stwierdził Szeregowy
    -Co? Szeregowy może i Darla to najładniejsza dziewczyna w kamienicy, ale ja jestem poważnym biznesmenem. Nie mam czasu na jakieś romanse-mówił Maurice
    -Czyli ci się podoba. Sam powiedziałeś, że to najładniejsza dziewczyna w kamienicy- upierał się Szeregowy
    Maurice miał już coś powiedzieć, ale z mieszkania wyszedł Julian.
    -To, co idziemy?- Spytał Julian
    -Tak, idziemy. Na razie Szeregowy- powiedział Maurice
    -Ja też, ja też-zawołał Mort
    -Ty nie, masz szlaban za pałę z matmy- powiedział Maurice
    -Ale…- zaczął Mort
    -Nic z tego. Idź się uczyć- powiedział Maurice, następnie zawrócił Morta do mieszkania, które zamknął za nim
    -Idziemy Julian- powiedział Maurice
    -O.K. Widzę, że ci się strasznie śpieszy- stwierdził Julian
    -Tak, dokładnie
    -Czołem, Szeregowy- Julian zawołał jednocześnie na przywitanie i pożegnanie
    -Cześć Julian- powiedział Szeregowy i wraz z PJ-em weszli do mieszkania
    ***
    Cały następny dzień chłopaki śledzili Łucznika. Okazało się, że pracuje w klubie łuczniczo- strzeleckim, jako instruktor. Na krótki czas stracili go z oczu. Nagle zobaczyli, że do jednej z kawiarni weszło dwóch zbirów z gangu Szczurów. Oczywiście byli niemili dla obsługi i straszyli klientów. Pingwiny już mieli interweniować, gdy strzała wbiła się w głowę jednego z gangsterów. Wcześniej przeleciała nad stolikiem jakiegoś starszego małżeństwa. Drugi gangster wstał już sięgał po broń, gdy strzała wbiła mu się w klatkę piersiową. Obaj gangsterzy byli martwi. Strzała, która zabiła drugiego gangstera, śmignęła tuż nad głową kelnera. Szeregowy zawołał:
    -Szefie, tam- i wskazał miejsce gdzie był Łucznik. Ku ich zdziwieniu zaczął powoli iść. Pingwiny poszli za nim. Łucznik skręcił w jakiś zaułek. Pingwiny skręciły za nim. To był ślepy zaułek. Ku ich zdziwieniu zobaczyli, że Łucznik stoi naprzeciwko ich. Nie wyglądał jakby chciał uciekać. Nawet uśmiechał się do nich. Zrobi krok do przodu. On nie robił nic. Widząc, że sytuacja jest dziwna, Skipper zaczął rozmowę:
    -Dlaczego nie uciekasz przed nami?
    -Chciałem was poznać. Na osiedlu jesteście już legendami- mówił Łucznik, miał akcent z Oklahomy
    -I poznałeś- stwierdził Skipper
    -Jestem Archibald Robert Archer, dla znajomych Archie. Wy nie musicie się przedstawiać, wiem, kim jesteście- mówił Łucznik
    -Jestem waszym fanem, naprawdę podziwiam to, co robicie- dodał po chwili
    -Nie rozdajemy autografów. Chcemy żebyś przestał- upomniał go Skipper
    -Przestać? Dlaczego? Ktoś musi robić porządek z tymi Szczurami. Wiem, że cały dzień za mną łaziliście. Wczoraj też…- ostatnie słowa kierował do Szeregowego
    - Szeregowy twierdziliście, że was nie widział?- Dziwił się Skipper
    -Wyglądał jakby mnie nie zauważył- zapewniał Szeregowy
    -Mniejsza z tym. Musisz przestać Archie. Dzisiaj omal nie trafiłeś cywilów- zwrócił uwagę Skipper
    -Jednak ich nie trafiłem- odpowiedział Archie
    -Ale mogłeś. To, co robisz to nic innego jak samosąd- upomniał go Skipper
    -A jak nazwać to, co wy robicie?- Archie postawił pytanie retoryczne
    -Za, kogo się masz? Za jakiegoś Green Arrowa?- Spytał Szeregowy
    -Raczej za Sokole oko- odparł Archie
    -Poza tym zostawiasz dużo śladów. W końcu Royalez namierzy cię i zabije- ostrzegał go Kowalski
    -Chcecie bym przestał? To mnie najpierw pokonajcie!- Po tych słowach wystrzelił w górę strzałę z liną i wciągnął się na dach. Stamtąd zawołał do nich:
    -Jeśli tylko mnie dogonicie
    - Rico, lina z hakiem- rozkazał Skipper
    Rico wyciągnął błyskawicznie linę z hakiem, którą wystrzelił ze specjalnego pistoletu. Pingwiny zaczęły wciągać się na dach. Archie zawołał:
    -Widzę, ze się przygotowaliście. Niech wygrają najlepsi
    Po czym przeskoczył na następny dach, zanim wszyscy chłopacy znaleźli się na tym pierwszym.
    -Za nim! Szybko- zawołał Skipper
    -Jedno mu trzeba przyznać. Niezły jest- stwierdził Kowalski
    -Niestety dla nas tak- zgodził się Skipper
    -Noo!- Przyznał Rico
    -Co racja, to racja-przytaknął Szeregowy
    Przeskakiwali z dachu na dach w pogoni za Archie ’m.
    -Dobra dość tego. Rico lasso- powiedział Skipper
    Rico wyciągnął z plecaka lasso. Skipper wyciągnął bumerang.
    -Co szef zamierza?- Spytał Szeregowy
    -Strącić i złapać- odparł Skipper, po czym rzucił bumerangiem w nogi Archie’ego, kiedy ten chciał przeskoczyć. Zaczął spadać, lecz Skipper wtedy krzyknął:
    - Rico, łap go
    Rico posłusznie zarzucił lasso, którym złapał Archie’ego. Następnie powoli go opuścił, a chłopaki zsunęli się na swojej linie w dół. Wylądowali na chodniku. W pobliżu był jakiś opustoszały plac. Szeregowy rozbroił Archie’ego. Gdy już mieli iść ten walnął Rico i wyswobodził się z lasso. Pobiegł w stronę pustego placu.
    -Za nim- zawołał Skipper i pobiegli w tym samym kierunku, co Archie
    Rico najszybciej dogonił Archie’ego, jednym susem powalił go i przygwoździł na ziemi. Archie zaraz go jednak odepchnął Rico i wstał. Otaczali go już jednak chłopacy, Rico też wstał bardzo szybko.
    -To, co? Finałowa walka?- Spytał Archie
    -Finał może być mroczny- oznajmił mu Skipper
    Zaczęła się walka wręcz. Archie dawał radę, pomimo, że oni mieli przewagę. Archie uderzył Kowalskiego w głowę, ten się zachwiał i powiedział:
    -Tylko nie w moją cenną głowę
    Archie jak na zawołanie uderzył go w klatkę piersiową. Szeregowy podhaczył Archie’ego, ten upadł, ale zaraz się podniósł i skoczył na Szeregowego przygważdżając go do ziemi i powiedział:
    -Tego chyba się nie spodziewałeś
    -A, ty tego- po tych słowach uderzył go głową w nos, za którego Archie natychmiast się złapał. Szeregowy korzystając z okazji odepchnął go od siebie. Rico odnalazł lasso i ponownie zarzucił na Archie’ego. Po chwili owinął linę lassa dookoła rąk Archie’ego.
    -To koniec Archie. Oddamy ciebie policji- powiedział Skipper
    -Nie zdążycie tam nawet dotrzeć- odezwał się głos Rata Royaleza
    -Ty- powiedział znudzony Skipper
    Za chwilę zobaczyli, że zaczęło pojawiać się coraz więcej Szczurów. Royalez zaczął mówić:
    -Chyba dziś mój szczęśliwy dzień. Prawie wszyscy moi wrogowie tutaj razem. Pingwiny i Łucznik. Jak na talerzu
    -Nie zamierzam być twoją przystawką Royalez- odpowiedział Skipper
    -A to się jeszcze okaże- powiedział Royalez
    -Zlaliśmy cię wtedy w klubie, zlejemy i teraz- odparł Skipper
    -Zdajesz sobie, że wtedy było nas tylko pięciu. Teraz jest 40. A was czterech
    -Pięciu. Uwolnij Archie’ego Rico- powiedział Skipper
    Rico wykonał polecenie. Szeregowy spytał Archie’ego:
    -Nie chcesz swój łuk?
    -Oczywiście, że chcę- odparł Archie
    Szeregowy oddał mu łuk i kołczan.
    -Wy naprawdę sądzicie, że w piątkę mnie pokonacie? Ha! Ha! Ha!- Zaśmiał się Royalez
    -Jego śmiech jest obrzydliwy-stwierdził Szeregowy
    -Zgadzam się z tobą młody- powiedział Skipper
    -Dosyć tego! Brać ich!- Zawołał Royalez do swoich ludzi. Znowu zaczęła się walka
    -Kowalski, opcje-powiedział Skipper
    -Musimy się przedrzeć przez nich i spróbować się dostać do naszego samochodu- mówił Kowalski
    -Albo ich posiekać- oznajmił Rico
    -Rico, oni mają przewagę, a my nie mamy przy sobie broni palnej- powiedział Kowalski
    -Ale mamy to- Rico wyciągnął maczetę
    -Moja maczeta- zawołał Royalez
    -Już nie!- Odparł Rico i pokazał mu język
    -Zabić ich! Całą piątkę- Royalez wydawał rozkazy swoim ludziom
    Rico ciął maczetą na lewo i prawo. Szeregowy wywijał nunczaku, Kowalski walił wrogów kastetem, Skipper obezwładniał ich bumerangami, a Archie posyłał kolejne strzały. W końcu udało im się opuścić plac i dotrzeć na ulicę. W ten Archie zaproponował:
    -Mamy liny. Ciekawe czy oni też?
    -Za tłuści na wspinaczkę- powiedział Rico
    -Świetny pomysł Archie. Na dach- powiedział Skipper
    Archie i Rico wystrzelili liny: Archie z łuku, a Rico z pistoletu. Liny zaczepiły się o dach. Pingwiny i Archie kolejno się wciągnęli
    -Nie!!!!!!!!!!!!- Royalez krzyczał jak opętany
    -Zapłacicie mi za to!- Krzyknął Royalez
    -Przyjmujesz czeki czy tylko gotówkę. Kowalski się z panem rozliczy- mówił Skipper
    -Od was chcę tylko krwi!!!- Wrzeszczał w niebogłosy Royalez
    -Nie wchodzi w grę- odparł Skipper
    Nagle Rico stanął na skraju dachu, rozpiął rozporek i po czym zaczął sikać, trafiając Royaleza prosto w twarz
    -Rico to było obrzydliwe nawet jak na ciebie- powiedział Szeregowy
    -Chciało mi się lać- powiedział Rico wzruszając ramionami
    -Właśnie widzimy chłopcze. No dobra zwijamy się póki Royalez nie wpadnie na pomysł, by wejść do budynku i windą wjechać na dach- stwierdził Skipper

    ***
    Pingwiny i Archie uciekli Royalezowi i jego Szczurom. Zaprosili Archie do siebie na męską rozmowę
    -Chcesz piwo?- Spytał Skipper Archie’ego
    -Jasne, że tak- odparł Archie
    Skipper podał mu butelkę, swoim podwładnym też.
    -Nie będę już robił tego, co robiłem- oznajmił Archie
    -Na to liczymy- powiedział Szeregowy
    -Ale nie chcę być bezużyteczny- mówił Archie
    -Wcale nie musisz. Możesz nam pomagać- odparł Szeregowy
    -Naprawdę mogę wam pomagać?- Spytał Archie z niedowierzaniem
    -Pomoc zawsze w cenie- odparł Kowalski
    -To znaczy, że nie wydacie mnie policji?- Spytał Archie
    -Tylko, jeśli wrócisz do samosądów. Dopuszczalna tylko obrona- mówił Skipper
    -Bo jak nie to lanie!- Zawołał Rico
    -Nie zwracaj na niego uwagę. On już tak ma- powiedział Skipper
    I tak Pingwiny uzyskali nowego sojusznika i przyjaciela. Resztę wieczoru spędzili na rozmowach przy piwie














    avatar
    Fan PzM 1/2


    Liczba postów : 12
    Reputacja : 0
    Join date : 08/10/2016
    Age : 38
    Skąd : Gliwice

    Opowiadania humanizacja PzM Empty Re: Opowiadania humanizacja PzM

    Pisanie by Fan PzM 1/2 Nie Mar 19, 2017 6:50 pm

    A, to jak obiecałem opowiadanie nr 5

    Opowiadanie "Upiory przeszłości"

    Dzień był wyjątkowo ciepły jak na początek marca. Był wprost idealny na spacer. Wychodząca akurat z pracy Marlenka, zauważyła przechodzącego Skippera McKenziego
    -Cześć Skipper- zawołała
    -O, witaj Marlenko- odpowiedział jej
    -Co cię tu sprowadza?- Spytała
    -Jest ładna pogoda jak na początek marca. Postanowiłem się trochę przejść-odparł Skipper
    -Nie masz nic przeciwko, żebym się przyłączyła?- Spytała
    -Oczywiście, że nie mam- odparł Skipper
    Szli jakiś kawałek. Marlenka zachwalała pogodę, tymczasem Skipper rozglądał się dookoła. Marlenka zauważyła to i spytała:
    -Za, czym się tak oglądasz?
    -Za czymś, …czym mógłbym…odbić to- po tych słowach chwycił za pokrywę od kubła na śmieci i używając jej jak tarczy odbił przelatującą gwiazdkę ninja. Marlenka dopiero teraz zauważyła stojącego przed nim mężczyznę w czarnym kombinezonie i kominiarce. Wojownik ninja wyciągnął z kieszeni nunczaku i ruszył na Skippera. Ten jednak złapał go za rękę i powalił na ziemię. Nagle pojawił się następny wojownik ninja. Rzucił granatem. Skipper rzucił pokrywą od śmietnika w granat, powodując eksplozję. Ninja wyciągnął sztylety sai i ruszył na Skippera. Ni z tego, ni z owego zjawił się trzeci ninja z kijem bo. Atakował z drugiej strony. Skipper chwycił kolejną pokrywę od śmietnika. Najpierw zablokował atak sztyletami sai, a później kija bo. Następnie Skipper powalił obu ninja ciosem w głowę. Gdy cała trójka już leżała, Skipper powiedział:
    -Serio? Tylko na tyle was stać?
    -Zaraz? Ty znasz tych ninja?- zdziwiła się Marlenka
    -Ty też ich znasz- odparł Skipper
    Ninja zdjęli maski. Okazało się, że byli to Kowalski, Rico i Szeregowy.
    -Powiedziałem, że macie mnie zaskoczyć- skarcił podwładnych Skipper
    -To nie możliwe pana nie da się zaskoczyć- odparł Szeregowy
    -Dokładnie tak. Pana zmysły są naprawdę wyczulone- przyznał Kowalski
    -Noo- przytaknął Rico
    -To ty każesz im na siebie napadać?- Spytała zdziwiona coraz bardziej Marlenka
    -Trening czyni mistrza. Trzeba nauczyć się walczyć z zagrożeniem w najmniej oczekiwanym…- nie dokończył
    -Uważaj!- Krzyknęła Marlenka i przewróciła Skippera na ziemię. Okazało się, że w jego stronę leciały jakieś strzały
    -…Momencie. I takich akcji oczekuję od was, Kowalski- mówił Skipper
    -Ale to nie ja- Kowalski był zdziwiony
    -W takim razie brawo, Szeregowy- pochwalił Szeregowego Skipper
    -Ale to też nie byłem ja- odpowiedział Szeregowy
    -W takim razie gratuluję Rico- mówił Skipper
    -To nie ja- odparł Rico
    -To, kto w takim razie?- Skipper był mocno zdziwiony
    -Twój stary dobry przyjaciel- odezwał się znany Skipperowi
    Odwrócił się. Aż w nim zawrzało na widok osoby, której zobaczył. Zobaczył wysokiego, umięśnionego blondyna o wyglądzie zakapiora. Miał duński akcent.
    -Hans- syknął Skipper
    -Tak, zgadza. Kopa lat- odparł mężczyzna
    -Nic dobrego cię tu nie spotka Hans-głos Skippera był przesycony nienawiścią
    -Tak? To dziwne twoja zdziwiona mina jest warta miliony dolarów- odpowiedział Hans
    -Bydlak. Morderca- Skipper obrzucał wyzwiskami przybysza
    -Oj, skończmy z tymi komplementami- drwił Hans
    -Szefie, kto to?- Spytał nieśmiało Szeregowy
    -Hans. Bydle rodem z Danii- odparł Skipper
    -Podobno nie może pan tam jechać, dlaczego?- Spytał Kowalski
    -Nie teraz Kowalski. Teraz muszę spuścić łomot temu draniowi- mówił Skipper
    -Ha! Tylko, że to ja tobie spuszczę łomot- powiedział i kopnął Skippera w twarz i czym prędzej się ulotnił. Podwładni i Marlenka podbiegli do leżącego Skippera. Kowalski i Rico zaczęli pomagać Skipper wstać. Skipper natychmiast spytał:
    -Gdzie ten drań?
    -Uciekł- odparł Rico
    -Cholera- zaklął Skipper
    -Rozumiem, że kiedyś się znaliście- powiedziała Marlenka
    - Hans Eric Sorenson. Znałem go jak mieszkałem w Danii. Myślałem, że był przyjacielem. Myliłem się
    -mówił Skipper
    -Proponuję wrócić do domu i dokładniej sprawdzić kontuzję szefa- mówił Kowalski
    -Nic mi nie jest Kowalski- odparł Skipper
    -Ale czy na pewno?- Dopytywał Kowalski
    -Czy jak pójdziemy do domu i tam sprawdzisz swoimi przyrządami, że nic mi nie jest, to się uspokoisz?
    - Skipper był wyraźnie podirytowany
    -Tak, szefie- odparł Kowalski
    -No, dobra chodźmy już- powiedział, a następnie oni i Marlenka ruszyli do domu
    ***
    Mort szedł właśnie do mieszkania rodziny Pato. Stanął przed drzwiami i nacisnął dzwonek do drzwi. Odtworzył mu Samuel
    -Cześć Mort
    -Cześć Samuel
    -Czekaliśmy na ciebie. Chodź
    Mort wszedł do mieszkania, a następnie wraz z Samuelem do pokoju JJ-a. Byli już tam JJ i Bradley.
    -Cześć Mort- zawołali JJ i Bradley
    -Cześć- odparł Mort
    -Jest okazja zarobić trochę kasy. Zainteresowany?- Zaczął rozmowę JJ
    -Jasne. A co to za robota?- Spytał Mort
    -Zarządca naszej kamienicy, Elmer Christian Finelli potrzebuje osób do koszenia trawników. Mówi, że zaskoczyła go tak nagła zmiana pogody. Roboty starczy dla czterech, a płaci po 4 dolary za godzinę.
    -Fajnie. Idziemy do niego?- Spytał Mort
    -Nie sądziłem, że aż tak się w to wciągniesz. Chodźmy do Elmera- powiedział JJ
    Wyszli z mieszkania rodziny Pato znajdującego się pod numerem 2 i zadzwonili do mieszkania nr 1. Odtworzył im mężczyzna po sześćdziesiątce, z siwymi włosami. Pod nosem miał ślady po wąsie, którego najwyraźniej zgolił. Elmer trochę niedowidział, miał też małe kłopoty ze słuchem, kulał również na jedną nogę.
    -Dzień dobry Elmer- powiedzieli bracia Pato
    -Dzień dobry, chłopcy. A wasz kolega to, kto?- Spytał Elmer
    -To Mort Picklet. Mieszka w bloku nr 1- przedstawił Morta JJ
    -Waszą zarządczynią jest Alice?- Pytanie kierował do Morta
    -Niestety tak- odparł Mort
    -Doskonale cię rozumiem. Alice trudno lubić- stwierdził Elmer
    -No to, kiedy możemy zacząć?-Spytał JJ
    -Muszę się tylko zastanowić chłopcy, od czego zacząć, bo nie będą tylko trawniki
    -Tak jest zarządco- odpowiedzieli bracia razem, podczas gdy Mort tępo wpatrywał się w przyjaciół
    -Przyjdźcie jutro, to wam, co trzeba zrobić. Jutro sobota, więc przyjdźcie z rano. Może tak o 8.00
    - Powiedział Elmer i zamknął drzwi
    -Dlaczego wy macie takiego fajnego zarządcę, a my mamy Alice?- Powiedział Mort
    Bracia Pato tylko się uśmiechnęli i przybili piątkę.
    ***
    - Kowalski przestańcie świecić mi tym dziadostwem po oczach- upomniał go Skipper
    -No, dobrze, nic mu nie jest. Rico odwołać akcję, Pogrzeb”- powiedział Kowalski
    -A, niech to. A trumnę zamówiłem- westchnął Rico
    -Mówiłem, że to niepotrzebne- oznajmił Szeregowy
    -Tak? A kto zamówił wieniec pogrzebowy?- Przypomniał mu Kowalski
    -No, ja …tylko…- plątał się w słowach Szeregowy
    -Lizus- powiedział Kowalski
    -No, ludzie wy naprawdę sądziliście, że ja umieram? Przecież obrywałem już nie raz gorzej
    - Skipper był naprawdę zirytowany
    Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Skipper powiedział:
    - Kowalski, otwórz drzwi
    Kowalski poszedł otworzyć. Gdy już to zrobił zobaczył niskiego Latynosa po trzydziestce.
    -Nie przyjmujemy Świadkowie Jehowy, Biblii też nie potrzebujemy- oznajmił Kowalski
    -Och, ludzie, co z wami! Ta wredna baba spod jedynki też tak powiedziała. Ja nie w tej sprawie. Gdzie jest pan Talon?- Powiedział przybysz
    -Byłeś pod jedynką i nie widziałeś pantalonów? Dziwne- dziwił się Kowalski
    - Kowalski, co tam się dzieje?- Skipper i Rico weszli do przedpokoju
    -Ten facet szuka pantalonów- odpowiedział Kowalski
    -Przecież są pod jedynką- powiedział Skipper
    -Mówiłem mu –oznajmił Kowalski
    -Co z wami! Nie powiedziałem, pantalon”, tylko Talon. Pan Talon
    -Sorry, przez ten portorykański akcent trudno cię zrozumieć. Nie ma tu takiego- powiedział Kowalski usiłując zatrzasnąć drzwi przed nosem przybysza. Przybysz przytrzymał ręką drzwi i powiedział:
    -Doprawdy? Bo jak opisałem go tej wiedźmie spod 1, to wysłała mnie do was
    -Ha! A to ci dobre! A myślałem, że Alice nie ma poczucia humoru- zaśmiał się Skipper
    -Jestem Felipe Ruben Armadillo, znany, jako de Kid i żądam satysfakcji- oznajmił przybysz
    -Idź do McDonald ’s. Satysfakcja gwarantowana.-Odparł Rico
    -Czy ty jesteś normalny?- Zirytował się de Kid
    -No, co tak mówią w reklamie- powiedział Rico
    -Chcę Pana Talona tu i teraz- upierał się de Kid
    -Bo jak nie to, co?- Rzucił zaczepnie Rico
    -Bo wysadzę w powietrze całą tą kamienicę- powiedział de Kid i wyciągnął z kieszeni zapalnik
    -O to model siódmy- zachwycił Rico
    -Ty naprawdę jesteś nienormalny. Chcę Talona i już- powiedział de Kid
    - Kowalski, opcję- zawołał Skipper
    -A, więc…-zaczął Kowalski, ale przerwał mu Szeregowy
    -Wystarczy Felipe
    -No proszę, więc jednak tu mieszkasz- powiedział de Kid
    -Co? To nie jest żaden pan Talon tylko mój Szeregowy- oznajmił Skipper
    -Masz piękny zapalnik- zachwycał się Rico
    -Odsuń się, dziwaku- powiedział de Kid odpychając Rico od siebie, lecz było za późno, bo ten wyszarpnął mu zapalnik z ręki
    -Frajer- rzucił Rico
    -I oto chodzi Rico. Mniej gadania, więcej działania, panie de Kid. Szeregowy chcecie z nim gadać?
    -Mówił Skipper
    -Chwilkę- odpowiedział Szeregowy
    -No dobra, czego chcesz Felipe?- Zwrócił się do de Kida
    -Dobrze wiesz. Chcę żebyśmy zagrali w swoją starą grę- odpowiedział de Kid
    -Obiecałem sobie, że nigdy więcej w to nie zagram- oznajmił Szeregowy
    -Ale, co? Nintendo? Mamy tylko PlayStation- dziwił się Rico
    -Nie teraz Rico- odparł Szeregowy
    -Przemyśl to. Masz dobę- powiedział i odszedł
    -Nie przejmujcie się Szeregowy, przecież i tak Rico odebrał mu zapalnik-zauważył Skipper
    -Piękny zapalnik-wtrącił Rico
    -Więc, co takiego mógłby zrobić?- Spytał Skipper
    -Nie znacie go. Nie wiecie, do czego jest zdolny- powiedział Szeregowy
    -Mam pytanie- zaczął Kowalski
    -Tak, Kowalski?- Szeregowy spojrzał w jego stronę
    -O, co tu biega?-Spytał Kowalski
    -No, właśnie ja też chciałabym wiedzieć-zainteresowała się Marlenka
    -No, właśnie młody, co za mroczne sekrety skrywacie. No już mówcie- mówił Skipper
    -No, dobra. Kiedyś miałem problem. Poważny. Z hazardem…- zaczął Szeregowy
    -Z hazardem?- Wszyscy się zdziwili
    -Nie podejrzewałam ciebie oto, prędzej Rico- powiedział Marlenka
    -Ej!- Krzyknął Rico
    -Kontynuujcie- powiedział Skipper rzucając karcące spojrzenie Marlence i Rico
    -Grywałem w bilard. W Europie…- ponownie zaczął Szeregowy
    -Przynajmniej to nie Nintendo- wtrącił Rico
    - Rico-warknął Skipper
    -Oszukiwałem w tej grze- wyznał Szeregowy
    -Można oszukiwać w bilard?- Zdziwiła się Marlenka
    -Tak. Jestem psychologiem. Przewidywałem zagrania przeciwników. Odczytywałem mowę ich ciała
    - mówił Szeregowy
    -A, co z tym ma wspólnego ten Portorykańczyk?- Spytał Skipper
    -Był moim wspólnikiem. On odwracał uwagę przeciwników, ja robiłem swoje. Wygrywaliśmy na tym sporo pieniędzy- kontynuował Szeregowy
    -Co się stało, że z tym skończyłeś?- Spytał Kowalski
    -Zacząłem mieć wyrzuty sumienia. Chciałem zrobić coś pożytecznego. Więc wstąpiłem do wojska. A swoją część pieniędzy wygranej w bilard oddałem francuskim zakonnicą- zakończył opowiadać
    -I to tyle?-Spytał Rico
    -Tak-odparł Szeregowy
    - Szeregowy dobrze zrobiłeś, że z tym zerwałeś- powiedziała Marlenka
    -No, nie wiem logicznie rzecz biorąc powinieneś zostać przy wielkich zarobkach- wyłożył rzeczowo Kowalski
    - Kowalski- warknął Skipper
    -Bardzo dobrze zrobiłeś, młody, że zrezygnowałeś. Inaczej by cię tu nie mieliśmy. Nie przejmujcie się de Kidem. Kowalski, Rico idźcie znaleźć ładunki
    -Rozkaz szefie- zawołali Kowalski i Rico
    ***
    Kowalski i Rico szukali ładunków gdzie się da. Nie mogli nigdzie ich znaleźć. W końcu Kowalski powiedział:
    -Albo de Kid tak dobrze je ukrył, albo nas zwodzi
    -Patrz, tam- pokazał mu Rico. Jak nieopodal ich bloku, sąsiadka mieszkająca na drugim piętrze w mieszkaniu 12, młoda maklerka Shelly Masters jest zaczepiana przez jakiegoś zbira.
    -Chyba ktoś tu potrzebuje pomocy- stwierdził Kowalski
    Kowalski i Rico podeszli bliżej.
    -Zostaw mnie- Shelly mówiła do natręta
    -Ale, że co? Nie podobam się tobie? Ja lubię takie pulchne babeczki jak ty- mówił zbir
    -Kolego- Rico zwrócił się do zbira
    -Czego?- Warknął zbir
    Rico wymierzył mu cios w głowę jak zawodowy bokser. Zbir zatoczył się i padał nieprzytomny na ziemię.
    -No, no Rico niezły cios- pochwalił go Kowalski
    -Dzięki, Rico- powiedziała Shelly i uśmiechnęła się do niego
    -Nie ma sprawy- odparł Rico
    -Ależ jest. Masz. To moja wizytówka. Jakbyś chciał pogadać, zadzwoń- rzuciła mu zalotne spojrzenie i weszła do bloku
    -To było trochę dziwne- stwierdził Kowalski i razem z Rico weszli do bloku
    ***
    Wieczór zapowiadał się zwyczajnie. Tak wszyscy myśleli. Nawet Szeregowy zaczął myśleć, że de Kid blefował. Kiedy już wszyscy uznali, że nic się nie wydarzy, usłyszeli dzwonek do drzwi
    - Rico otwórz- zawołał Skipper
    Po chwili Rico wrócił a wraz z nim Maurice. Minę miał zmartwioną. Skipper zapytał:
    -Co się stało Maurice?
    -Jest problem. Julian właśnie przegrywa majątek. Gra w bilard z jakimś Portorykańczykiem, który ogrywa go jak chce. Przegrał już samochód, motocykl i jacht. Wszystko zmierza do tego, że przegra klub
    -Idziemy tam- zawołał Szeregowy, ale zaraz spojrzał na Skippera z niepewnością
    -No, no Szeregowy cóż za postawa. Idziemy tam- powiedział Skipper, a następnie Pingwiny
    i Maurice wyszli z mieszkania, w pośpiechu wsiedli do Hammera i pojechali do klubu. Maurice spytał stojących przed klubem Bola i Lola:
    -Czy Julian jeszcze gra?
    -Chyba tak- odpowiedział Bolo
    -Chodźmy szybko- zawołał Szeregowy i pierwszy wszedł do klubu, a reszta Pingwinów, Maurice, a nawet Bolo i Lolo weszli za nim. Zobaczyli, że na środku głównej sali klubu był rozstawiony bardzo długi stół bilardowy. Po jednej stronie stołu stał Julian, obok niego Mort, Marlenka, króliczki Playboya, a nawet barman Clarkson. Po drugiej stronie stołu stał de Kid.
    - Julian chyba nie przegrałeś jeszcze wszystkiego?-Spytał Maurice
    -Nie świetnie mi idzie- zapewniał Julian
    -Idzie mu fatalnie. Zaraz wszystko przegra, a ja będę bezrobotny- powiedział Clarkson
    -Tik-tak, panie Talon, tik-tak. Zostało ci tylko 18 godzin- mówił de Kid
    -Nie jest pan Talon, tylko mój Szeregowy- oznajmił Skipper
    -On to tylko rozgrzewka.- De Kid wskazał na Juliana
    -Pan Talon to prawdziwe wyzwanie-dodał po chwili
    -Dlaczego to robisz?- Szeregowy mówił przez zaciśnięte zęby
    -Bo mogę? Bo mam nad nim przewagę? Bo za chwilę ten klub będzie mój?-Ironizował de Kid
    -Dość tego!- Zawołał Szeregowy chwycił za jeden z kijów bilardowych, stuknął bilę, powodując, że wszystkie wpadły do łuzy, a następnie powiedział:
    -Koniec rozgrywki, de Kid. Klub zachowa właściciela, a ty stąd spadaj
    -W porządku. Na razie, panie Talon. Tik-tak, tik-tak- po tych słowach wyszedł z klubu
    -O, Szeregowy uratowałeś mój klub…- zaczął Julian, ale Szeregowy już go nie słuchał. Usiadł na jednym z krzeseł i miał zmartwioną minę. Skipper, Kowalski, Rico i Marlenka podeszli do niego.
    - Szeregowy, dlaczego spuszczacie nos na kwintę?
    -Bo obiecałem sobie, że nigdy więcej nie zagram w tą okropną grę- odpowiedział Szeregowy
    -Ale właśnie uratowałeś klub Juliana- zauważyła Marlenka
    -To uderzenie było niesamowite, Szeregowy. Jedną bilą wbiłeś wszystkie do łuzy. Genialne!
    -Zachwycał się Kowalski
    -Noo, w dechę- przytaknął Rico
    -Faktycznie, super uderzenie- zawołał Julian
    - Szeregowy, jesteście fajterem, nie pozwólcie by de Kid robił z tobą, co chciał
    -Ma pan rację szefie, nie pozwolę mu na to.- Zawołał Szeregowy
    -A pewnie, że mam rację. A twoją postawę można chwalić- mówił Skipper
    -Drinka?- Spytał Clarkson
    -Pewnie- odparł Szeregowy
    Pingwiny posiedzieli jeszcze trochę w klubie. Następnie wrócili do domu.
    ***
    Bracia Pato wstali wcześnie, pomimo, że była sobota. Zdziwiło to Ramonę, która właśnie przebudziła się i poszła do toalety:
    -JJ, co się stało, że nie musisz iść do szkoły i tak wcześnie wstałeś? Normalnie w soboty spisz do południa- powiedziała Ramona
    -Bardzo śmieszne. Mógłbym cię spytać oto samo- odpowiedział JJ
    -Ja idę tylko do toalety i wracam do łóżka- odparła mu siostra
    -Idziemy pomagać Elmerowi. Płaci 4 dolce, też możesz w to wejść- wyjaśnił JJ
    -Nie dziękuje- odpowiedziała Ramona i poszła do toalety
    Bracia Pato usiedli w kuchni i czekali na Morta. W końcu JJ zaczął się niecierpliwić:
    -Za 10 minut powinien tu być
    -Może do niego zadzwoń- zaproponował Bradley
    -Tak zrobię- powiedział JJ
    Wziął swoją komórkę i wybrał numer do Morta
    -Tak?- Spytał zaspany Mort
    -Ty jeszcze śpisz?- Zdziwił się JJ
    -Tak, a co?- Spytał Mort
    -Przecież mieliśmy pomagać Elmerowi- niecierpliwił się JJ
    -Ojej to dzisiaj. Zaraz będę- po tych słowach rozłączył się
    Za pięć minut Mort zjawił się w mieszkaniu rodziny Pato.
    -No wreszcie jesteś- irytował się JJ
    -Sorki, totalnie wypadło mi z głowy- tłumaczył się Mort
    -No dobrze, chodźmy już- powiedział wkurzony JJ
    Za chwilę stali już pod drzwiami Elmera. Elmer otworzył drzwi:
    -O, chłopcy. Witajcie. Mam dla przydział roboty. JJ i Mort trawniki, Bradley i Samuel sprzątacie strych. Jak wszyscy skończycie to zejdźcie do piwnicy. Tam będę was potrzebować najbardziej
    Zanim jeszcze zaczęli. JJ powiedział do Morta:
    -Wiesz, że Elmer był kiedyś policjantem?
    -Nie wiem. Musiało być fajnie. Dlaczego już nie jest?-Powiedział Mort
    -Widziałeś jego nogę? Został postrzelony w nogę, dlatego kuleje, z tego powodu nie mógł już łapać bandytów. Zacznijmy już kosić trawnik- mówił JJ
    -Tak, zacznijmy już- zgodził się Mort
    Godzinę później JJ i Mort dalej kosili trawnik. Nagle usłyszeli:
    - JJ? Co ty tu robisz?
    -O, cześć Kevin. Ramona jeszcze chyba śpi- odpowiedział JJ
    -Nie, ja nie do Ramony. Mama wysłała mnie do sklepu- odparł Kevin
    -Co za jeden?-Mruknął Mort
    -To Kevin. Chłopak Ramony, Kevin to Mort nasz nowy kumpel
    -Cześć Mort- przywitał się Kevin
    -Cześć-wymamrotał pod nosem niezadowolony Mort
    -Nie zwracaj na niego uwagi, jest niewyspany- powiedział JJ do Kevina
    -A, co do tego, co robimy. Zarabiamy trochę kasy. Zarządca naszej kamienicy oferuje 4 dolce za godzinę, więc czemuby nie skorzystać?- Mówił JJ
    -A gdzie Bradley i Samuel?-Spytał Kevin
    -Sprzątają na strychu- odpowiedział JJ
    -Acha. Dobra to ja już pójdę. Muszę zrobić zakupy. Cześć- powiedział Kevin
    -Cześć- powiedział JJ do odchodzącego Kevina
    -, Co to miało być?- Spytał Morta JJ
    -Ten koleś mi się nie podoba. Nie jest za stary dla Ramony?- Spytał Mort
    -Jest tylko rok starszy od nas, ma 14 lat, czy ty się przypadkiem nie dłużysz w mojej siostrze- powiedział JJ i rzucił mu badawcze spojrzenie w stylu Kowalskiego
    -Co? Ja? He! He! He! Nie!!! Ja się tylko o nią martwię, jak koleżankę- tłumaczył się pokrętnie Mort
    -Powiedzmy, że ci wierzę- powiedział JJ i wrócił do koszenia trawnika. Mort też to zrobił
    ***
    Marlenka podeszła do drzwi swojego mieszkania.
    -Zdawało mi się, że zamknęłam drzwi na klucz?-Dziwiła się
    -Coś jest nie tak?- Dodała wyciągając z torebki gaz pieprzowy
    Weszła niepewnie do mieszkania
    -Jest tu ktoś?-Spytała
    -Ładnie się tu urządziłaś- to był Hans
    -iiii- wrzasnęła przerażona
    -Co ty tu robisz?- Powiedziała do Hansa, siedzącego na kanapie, trzymającego nogi na stoliku.
    -Gdzie te kopyta? W oborze cię chowali-dodała po chwili
    -Nie, w Danii- odpowiedział
    -I, co mamusia pozwalała ci tak trzymać nogi na stole?-Spytała
    -Nie do końca- odparł Hans
    -To złaź kopytami z mojego stołu-warknęła Marlenka
    -Ech- westchnął Hans
    -Ciężko się z tobą polemizuje. Ale szarlotkę robisz świetną- powiedział zdejmując nogi ze stołu i pokazując pusty talerzyk
    -Ty bydlaku, pożarłeś całą?-Złościła się Marlenka
    -Och, wybacz była tak pyszna, że nie mogłem się powstrzymać- wzruszył ramionami Hans
    -Czego chcesz poza obżeraniem mnie?- Zadała pytanie groźnie na niego patrząc
    -O i wreszcie przeszliśmy do meritum. Po prostu byłem ciekawy…- zaczął Hans
    -A niby, czego?- Wciąż się złościła
    -Tak, jesteś w jego typie- stwierdził tajemniczo Hans
    -Że, co? O czym ty mówisz Hans?- Teraz bardziej się dziwiła
    -Już ty dobrze wiesz- odparł tajemniczo Hans
    -Jedyne, co wiem, to, że jesteś źle wychowanym Duńczykiem. Pani Sorenson źle się postarała
    - stwierdziła Marlenka
    -Nie obrażaj mamusi- obruszył się Hans
    -Wynoś się stąd, bo zawiadomię policję- widząc, że Hans się z tego śmieje dodała
    -…albo Skippera- dodała po chwili
    -Dobrze, już dobrze idę. To pa- wysłał Marlence buziaka, na co ona się skrzywiła, po czym podszedł do jej lodówki i wyciągnął stamtąd kabanosa
    -Hej!- Krzyknęła
    -Pa!- Powiedział i zatrzasnął drzwi


    ***
    -Więc mówisz, że Hans włamał się do ciebie?- Spytał Kowalski
    -Tak- odpowiedziała Marlenka
    -Nędzna szumowina. Co zrobił?- Spytał Skipper
    -Poza tym, że gadał od rzeczy, wkurzał mnie, zjadł mi szarlotkę, a na do widzenia ukradł mi wieprzowego kabanosa
    -Bydlę- skomentował Rico
    -No właśnie, potem się jeszcze okazało, że usmażył sobie jajecznicę z moich jajek, nie umył ani patelni, ani talerza po sobie, zużył mi cały papier toaletowy, a w dodatku zapalił papierosa
    w mojej łazience, a ja nie znoszę zapachu tytoniu- skończyła opowiadać Marlenka
    -Ja też nie myję patelni- oznajmił Rico
    -Wiemy Rico, naczynia tu zmywa tylko Kowalski. Powinien też to robić Szeregowy, ale wykupuje się płacąc Kowalskiemu za mycie naczyń- mówił Skipper
    - Kowalski nie narzeka- powiedział Szeregowy
    -Bo mu płacisz- odpowiedział Skipper
    Nagle usłyszeli jakiś szum na korytarzu. Skipper zapytał:
    -Co tam u licha dzieje?
    -Pójdę zobaczyć, co tam się dzieje- oznajmił Kowalski
    Kowalski wyjrzał na korytarz, a po chwili powiedział:
    -Musicie to zobaczyć- minę miał nietęgą
    Zobaczyli jak Joey i Roy wnieśli ogromny stół bilardowy z mini makietą Manhattanu. Roy był wysokim, umięśnionym mężczyzną po pięćdziesiątce, pracował, jako kierowca ciężarówki. Joey również był wysoki i umięśniony, jednak trochę niższy niż Roy. Joey był zawodowym bokserem i pochodził z Australii. Obaj mieli na sobie kamizelki z ładunkiem wybuchowym. Ku zdziwieniu wszystkich pod ścianą stał de Kid, który wyglądał jakby nimi rozporządzał:
    -Postawcie tutaj, ten stół chłopcy
    -Ej, tylko nie chłopcy. Wyglądam na uczniaka?- Warknął Joey
    -Czy wyglądam jakby mnie interesowało czy jesteś czy nie jesteś uczniakiem?- De Kid odpowiedział mu pytaniem na pytanie
    -Jak ci zaraz przywalę- Joey rwał się do walki
    -Spokojnie, nerwowy Australijczyku- po tych słowach wyciągnął z kieszeni detonator
    -Bo inaczej bum-bum- groził de Kid
    -de Kid- warknął Szeregowy
    -Pan Talon. Czas minął zaczynamy grę, bo jak nie wysadzę całą kamienicę-groził de Kid
    -Tutaj nie ma żadnych ładunków wybuchowych- stwierdził Kowalski
    -Doprawdy? A sprawdziliście krasnale ogrodowe i gargulce?
    -To my mamy gargulce?- Zdziwił się Kowalski
    -To my mamy krasnale ogrodowe?- Spytał Rico
    -Tak, myślałem, że to jakiś nowy, obrzydliwy dodatek do ogrodu Alice. Kiedy zauważyłeś, że mamy gargulce
    Rico wzruszył tylko ramionami i powiedział:
    -Są odlotowe. Zawsze chciałem mieć gargulca
    -Po, jakie licho?- Spytał Skipper
    -Są odlotowe- wzruszył ramionami Rico
    -Jak ten kurdupel obezwładnił tych dwóch drągali?- dziwił się Skipper
    De Kid wyciągnął z kieszeni paralizator i pokazał Skipperowi. Roy powiedział:
    -To, dlatego tak boli mnie szyja
    - Kowalski, Rico zajmijcie się tymi ładunkami wybuchowymi- rozkazał Skipper
    -A, znacie kody do bomb?- Spytał de Kid
    -Nie, ale mogę spróbować rozbroić bombę- oznajmił Kowalski
    -Jeden źle wpisany kod i bum- oznajmił de Kid
    -To nie zbyt dobrze-stwierdził Kowalski
    -Przetnę kabelki-powiedział Rico
    -Wtedy nacisnę detonator- zagroził de Kid
    -Możemy się stąd ewakuować-zauważyła Marlenka
    -Drzwi wejściowe od bloku są zastawione szafą. Spróbujecie ją przesunąć to będzie bum
    -ostrzegał de Kid
    -Dobra dostaniesz, co chciałeś- powiedział Szeregowy
    -I oto mi chodziło- powiedział de Kid
    - Kowalski, Rico powiadomcie mieszkańców bloku. Nikt nie może go opuścić budynku. Pamiętajcie, że nikt nie może spróbować przesunąć szafę.
    -Acha, nie próbujcie dzwonić na policję. Jak ich zobaczę, naciskam detonator- ostrzegał de Kid
    -Tak, zrozumieliśmy- powiedział Skipper
    -Ustalmy warunki, de Kid- oznajmił Szeregowy
    -Proszę, to twoje terytorium, więc ty mów pierwszy-powiedział de Kid
    -Jak wygram oddajesz kody do bomb, samochód, jacht i motocykl Juliana oraz odejdziesz stąd i dasz mi święty spokój
    -A jak ja wygram?- Spytał zaciekawiony de Kid
    -Odejdę z wojska i znowu będziemy pracować razem. Tylko ty będziesz brał 80% zysków
    -90%. Pozostałe 10% wystarczy tobie na utrzymanie- powiedział de Kid
    -Zgoda- odpowiedział Szeregowy i podał mu rękę
    - Szeregowy, nie zgadzam się!- Krzyknął Skipper
    -Spokojnie, szefie wiem, co robię- oznajmił Szeregowy
    Kowalski i Rico poszli ostrzec mieszkańców. Tymczasem Szeregowy i de Kid zaczęli grę.
    Z czasem prawie wszyscy przyszli zobaczyć bilardowy pojedynek de Kida i Szeregowego. Jako pierwsi zjawili się Julian i Maurice, dołączyli do już obserwujących Skippera, Marlenki, Joeya i Roya. Później kolejno zjawiali się: Barry, Burt, Bolo, Lolo, Mason, Phil, Króliczki Playboya, Randy, Shelly, Roger, chłopaki z The Beavers, Pinky, Darla, Carol i Jillian. Na sam koniec wrócili Kowalski i Rico.
    - Kowalski, raport- powiedział Skipper
    -Jak widać zjawili się prawie wszyscy, nie mogliśmy się dodzwonić do mieszkania nr 17, ponadto Alice, Ted i Leonard nie otwierają. Jak idzie Szeregowemu?
    -Na razie całkiem nieźle- odpowiedział Skipper
    -Gratuluję panie Talon, wygrałeś kod do kamizelki nerwowego Australijczyka
    -powiedział de Kid i wręczył Szeregowemu kartkę z kodem. Ten podał kartkę Kowalskiemu
    - Kowalski, wiecie, co macie robić- powiedział Skipper
    -Tak, wiem. Acha, de Kid mam pytanie?- Mówił Kowalski
    -Czego?- Warknął de Kid
    -To jest 1 czy 7, bo nie mogę się doczytać?- Spytał Kowalski
    -Oczywiście, że 1. Co to w ogóle za pytanie?- Złościł się de Kid
    -Strasznie niewyraźnie piszesz. Na drugi raz wydrukuj kartkę- oznajmił Kowalski
    -Toner w drukarce mi się skończył- odparł de Kid
    - Mogłeś pójść do biblioteki- zauważył Kowalski
    -Nie mam karty bibliotecznej- oznajmił de Kid
    -A, co nie umiesz czytać?-Zadrwił Kowalski
    -Nie, po prostu nie chodzę do bibliotek. Strata czasu- odparł de Kid
    -Ja też nie chodzę do bibliotek- zawołał Rico
    -Przepraszam, ja tu czekam- Joey przypomniał o swojej obecności
    -O, przepraszam cię Joey. Ale musiałem się dowiedzieć, co to za cyfra, chyba nie chciałeś żebym źle wprowadził kod. Obaj byśmy zginęli- mówił Kowalski
    -No, dobra rozbrajaj tą kamizelkę!- Niecierpliwił się Joey
    Kowalski wprowadził kod. Ładunek został dezaktywowany. Joey i Kowalski odetchnęli z ulgą. Za chwilę de Kid powiedział:
    -Proszę to kod do kamizelki tego drugiego
    Kowalski tym razem bez gadania rozbroił kamizelkę Roya. W pewnym momencie de Kid widząc, że gra nie idzie po jego myśli, de Kid niby to przypadkiem potrącił Szeregowego, tak, że ten nie trafił w bilę. Marlenka zawołała:
    -Oszustwo de Kid
    -Teraz masz tylko jedno trafienie, panie Talon- oznajmił Szeregowemu de Kid
    Szeregowy przymierzył się do strzału. Uderzył w bilę, tak, że ta poodbijała się od miniatur budynków i innych obiektów z mini makiety Manhattanu. Bila zatrzymała się przy łuzie, krążąc dookoła niej. De Kid zawołał
    -Chyba masz pecha panie Talon
    -Niekoniecznie. Tylko patrz- mówił Szeregowy
    Za chwilę bila wpadła do łuzy. Koniec gry. Szeregowy wygrał. De Kid stał zszokowany. Po chwili jednak wyciągnął z kieszeni kartki z kodami i detonator i wręczył je Szeregowemu. Później wręczył Julianowi kluczyki do samochodu i motocykla oraz akt własności jachtu.
    -Dotrzymam słowa, panie Talon, a teraz odejdę i oddam się policji.
    -Czynsz!-To Alice zawołała do wszystkich zebranych na korytarzu
    -Kiedy szaleniec grozi wysadzeniem budynku, ona śpi lub ogląda głupie sitcomy. A kiedy jest po wszystkim ona przychodzi i najzwyczajniej w świecie wołała o czynsz. Ona jest niemożliwa
    ***
    -Proszę, chłopcy spisaliście się na medal- powiedział Elmer wręczając braciom Pato i Mortowi pieniądze za wykonaną pracę
    -Dziękujemy Elmer- zawołali całą czwórką
    Elmer wrócił do mieszkania. Mort spytał:
    -JJ, co my zrobimy z tymi pieniędzmi?
    -Mam pewien pomysł. Niedawno otwarto nową lodziarnię. Nazywa się:, Tysiąc smaków”. Chętnie bym skosztował te lody- mówił JJ
    -Ja też-zawołał Bradley
    -I ja-dołączył się Samuel
    -Jak wszyscy, to wszyscy. Też się dołączę- powiedział Mort
    -No to postanowione. Czas na, Tysiąc smaków”!- Zawołał wesoło JJ
    -Tak!-Zawtórowali mu Bradley, Samuel i Mort
    ***
    Resztę dnia Pingwiny spędzili na usunięciu wszystkich ładunków. Kolejny dzień zapowiadał się zwyczajnie. Niedziela. Chłopaki wyszli pobiegać po śniadaniu. Kiedy wrócili już do bloku, Skipper wsadził klucz do zamka, zrobił zdziwioną minę i powiedział:
    -Co u licha?
    -Co się dzieje szefie?- Spytał Kowalski
    -Jakby coś było już w zamku-odpowiedział Skipper
    -To nie możliwe, tylko my mamy klucze- powiedział Kowalski
    -Co tu jest grane?- Dziwił się Szeregowy
    -Wysadzić drzwi?- Spytał Rico
    -Nie, Rico to nie ma sensu- skarcił go Kowalski
    -O, co ja słyszę- zza drzwi słychać było głos Hansa
    -Hans!- Krzyknęła cała czwórka komandosów razem
    -W rzeczy samej- odpowiedział Hans
    -Otwieraj drzwi!- Krzyknął Skipper
    -Ani mi się śni- zaśmiał się Hans
    -Chłopaki, co tu się dzieje?- Marlenka wyjrzała z mieszkania
    -Hans włamał się nam do mieszkania, jakoś zablokował drzwi- odpowiedział Szeregowy
    -Skąd wiecie, że to on?- Spytała Marlenka
    -Tylko posłuchaj- powiedział Kowalski
    - Hans natychmiast otwieraj! Moja cierpliwość się kończy!- Złościł się Skipper
    -Ojejciu! I co z tego?- Drwił sobie Hans
    - Kowalski, opcje- powiedział Skipper
    -Drzwi zablokował, więc nimi nie wejdziemy. Ale możemy wejść do mojego laboratorium…
    - nie dokończył
    -Jak? Przecież Hans jest w naszym mieszkaniu!- Skipper zawrzał ze złości
    -…przez mieszkanie Leonarda- dokończył Kowalski
    -A, acha. No dobra zróbmy to- powiedział Skipper
    -Co to za hałasy? Drzemkę sobie uciąłem- powiedział Julian, który wyszedł z mieszkania
    - Hans włamał się im do mieszkania- odpowiedziała Marlenka
    -Jaki Hans?- Zdziwił się Julian
    -Nieważne- odpowiedziała Marlenka
    -Maurice, znam jakiegoś Hansa?- Pytanie kierował do Maurice’a, który akurat też wyszedł z mieszkania, za nim wyszedł Mort
    -Z, czego mnie wiadomo, to nie. A co?- Mówił Maurice
    -Bo jakiś Hans włamał się im do mieszkania- odpowiedział Julian
    -Wcześniej mnie się włamał do mieszkania, zjadł mi szarlotkę, jajka i kabanosa wieprzowego, zużył mi cały papier toaletowy i palił w moim mieszkaniu- mówiła Marlenka
    Tymczasem chłopaki weszli do mieszkania Leonarda. Był on niskim, grubym mężczyzną z kręconym lokami na głowie. Miał 26 lat. Podobnie jak Joey pochodził z Australii. Zawsze jest znerwicowany, spięty i płochliwy. Mieszkał na tym samym piętrze co Pingwiny, Julian z Maurice i Mortem oraz Marlenka. Większość dnia przesypiał, bo pracował, jako programista komputerowy na nocnej zmianie. Julian przekręcał jego nazwisko mówiąc na niego Leonardo DiCaprio, podczas gdy on nazywał się Leonard Albert DiCarpa. Zawsze złościła go to maniera u Juliana. Gdy Rico wywarzył drzwi od mieszkania Leonarda, wystraszony wyskoczył ze swojej sypialni i zawołał:
    -Co wy tu robicie?
    -Wybacz, Leonard, ale niebezpieczny bandyta włamał się nam do mieszkania. Kowalski powiedział, że przez twoje mieszkanie możemy się dostać do laboratorium Kowalskiego
    -tłumaczył Leonardowi Szeregowy
    -A nie mogliście wywarzyć drzwi od swojego mieszkania?- Spytał Leonard będący pełen przerażenia.
    -Spokojnie, wszelkie rachunki wyślij nam- powiedział Szeregowy
    -Żebyście wiedzieli tak zrobię- oznajmił Leonard
    Za chwilę z jednego z pokojów usłyszano huk.
    -Co to było?- Przeraził się Leonard
    -Chyba Rico rozwalił ścianę w tamtym pokoju-powiedział Szeregowy i wskazał ręką na jeden z pokojów
    -Mój pokój gościnny!- Zawołał przerażony Leonard
    Szeregowy poszedł do tamtego pokoju, Leonard poszedł za nimi. Zobaczyli, że jedna ściana była totalnie zniszczona. Rico był cały opylony, minę miał wyraźnie zadowoloną. Skipper i Kowalski stali znacznie dalej od dziury w ścianie. Leonard krzyknął:
    -Co wyście zrobili? I jak to zrobiliście?
    -Mini bombami mojej produkcji. Ja je zrobiłem, a Rico ich użył- wyjaśnił Kowalski
    -Przyślę wam rachunek. Za drzwi i za ścianę- ostrzegał Leonard
    -Tak, tak wyślij. Teraz mamy inne sprawy na głowie. Przechodzimy przez tą dziurę w ścianie
    -mówił Skipper
    Pingwiny po kolei zaczęli przechodzić przez dziurę w ścianie. Najpierw Rico, później Kowalski, później Skipper, a na końcu Szeregowy. Kowalski wyciągnął z kieszeni jakiś pilot i nacisnął przycisk
    -Pułapki dezaktywowane, szefie- zwrócił się do Skipper
    -Dobrze. A teraz zajmiemy się Hansem- powiedział Skipper
    Otworzyły się drzwi od laboratorium Kowalski. Zajrzał Hans i z zaskoczenia krzyknął:
    -Jak wy tu weszliście?
    -Przez dziurę w ścianie u sąsiada- wyjaśnił Kowalski
    Hans zaczął uciekać. Skipper zawołał:
    -Za nim! Musimy go dopaść
    Hans wybiegł z mieszkania, Pingwiny za nim. Wszyscy wybiegli na zewnątrz, Hans strącił z motocyklu jakiegoś mężczyznę i odjechał na jego motorze. Skipper zawołał:
    -Do Hammera szybko
    -Ja prowadzę- zawołał Rico
    -Nie, ja-uciął Skipper
    -A, niech to- jęknął Rico
    Hammer ruszył za motocyklem.
    -Szefie, niech pan zwolni, bo nas zabije- upomniał go Kowalski
    - Kowalski zamknij się, a ty Szeregowy zapodaj bitem-powiedział Skipper
    Szeregowy włączył radio i nastawił na kanał ze starym rockowym kawałkami. Z głośnika popłynęła, Droga do piekła” zespołu AC/DC
    -O, lubię to- oznajmił Rico
    -Ja też to lubię- zgodził się Skipper
    -Dlaczego mam dziwne uczucie, że ta piosenka jest prorocza- jęknął Kowalski
    -Bo nie umiesz się bawić- odparł Szeregowy
    -Jedyną osobą, która trafi do piekła jest Hans. A ja tego dopilnuję- oznajmił Skipper
    -, I'm on the highway to hell”- wrzeszczeli w głos Rico i Szeregowy
    -Szefie widzę motocykl Hansa na siódmej- powiedział Kowalski
    -To dobrze, zaraz będzie leżał- Skipper podjechał samochodem na tyle, blisko, że stuknął motocyklu, że mógł stuknąć w niego. Tak też zrobił motocykl się przewrócił, a Hans spadł z niego i leżał. Hammer się zatrzymał. Chłopaki zauważyli, że również przyjechała tu Marlenka swoją białą Alfa Romeo. Skipper podszedł do leżącego Hansa i z całej siły uderzył go pięścią w twarz. Zaczął go bić jak oszalały.
    -Chyba musiał naprawdę szefowi, nadepnąć na odcisk- powiedział Kowalski
    Marlenka uświadomiła jak skończy się ta potyczka, jeśli ktoś tego nie przerwie. Skipper zabije Hansa i to gołym rękami. Widziała, że nie zamierza odpuścić, a Hans zaczął już pluć krwią.
    -Chłopaki zróbcie coś
    -O, sorry-rzucił Rico i wyciągnął komórkę włączając nagrywanie
    -Nie to!- Krzyknęła Marlenka
    -No, co wrzuci się na Face ‘a- tłumaczył się Rico
    -Założę się, że będzie, co najmniej milion odsłon- dodał Kowalski
    Tylko Szeregowy zdawał się rozumieć, co się dzieje i o co chodzi Marlence.
    -Szefie, starczy- powiedział Szeregowy
    - Skipper zostaw już go!- Zawołała Marlenka
    -Nie wiecie, co ten bydlak zrobił!- Krzyknął Skipper
    -Nie, ale nikt nie zasługuje na taki los. Poza tym możesz trafić do więzienia. Zabijesz go przy tylu świadkach? To Time Square
    W tym momencie Pingwiny usłyszeli odgłos zbliżających się syren policyjnych
    -A, niech to- mruknął pod nosem Rico
    -A, kiedy ich trzeba to ich nie ma- narzekał Kowalski
    -Kapitanie McKenzie proszę się odsunąć od tego mężczyzny- zawołał umundurowany policjant
    -To bydlak, a nie mężczyzna!-Zawołał Skipper
    -Kapitanie McKenzie będziemy musieli użyć siły- Umundurowany policjant ponowił swoje ostrzeżenie
    -Proszę się rozejść. Tu nie ma nic do oglądania –mundurowi wrzeszczeli na gapiów
    Do Skippera podszedł policjant w cywilu
    -McKenzie nie utrudniaj mi tego- powiedział policjant
    -Jest twój detektywie, Nielson, włamał się do naszego mieszkania i ukradł komuś motocykl
    -Podejrzewam, że oberwał nie tylko za to- powiedział Nielson
    -Nie, ale to, za co oberwał, to już dawne dzieje. Nie chcę o tym mówić
    -W porządku zabieram go
    Policjanci pomogli Hansowi wstać, a następnie zakuli go w kajdany. Skipper zwrócił się do Marlenki:
    -Dziękuję Marlenko. Ale wiesz mi on nie jest tego wart
    -Ale ty jesteś jednym z moich najlepszych przyjaciół. Nie chciałam, żebyś trafił do więzienia
    -Dziękuje- po tych słowach wszyscy wrócili do domu
    ***
    -Nie mogę uwierzyć, to się po prostu nie mieści w głowie. Wy wszystkie pieniądze przeżarliście w lodziarni w ciągu dwóch dni-Ramona mówiła do braci i Morta. Wszyscy byli w pokoju JJ
    -Nie, nie wszystkie. Zostało 39 centów- oznajmił Bradley
    -Nie wszystko wydaliśmy na lody. Starczyło jeszcze na paczkę chipsów dla każdego
    - powiedział Samuel
    -Mama nie będzie z tego zadowolona- stwierdziła Ramona
    -Chi! Chi!- Zaśmiał się Mort
    -I Maurice też- dodała patrząc na Morta
    -Oj- jęknął Mort
    -Cześć Ramona- powiedziała do niej rudowłosa dziewczynka w wieku Ramony, JJ-a i Morta
    -Cześć Elody- odpowiedziała Ramona do dziewczynki
    -Cześć chłopaki- Elody zwróciła się do braci Ramony
    -Cześć Elody- zawołali bracia Pato razem
    -Znasz Morta?- Spytała Ramona
    -Nie- odpowiedziała Elody
    -Mort to Elody, Elody to Mort- przedstawiła ich Ramona
    -Cześć Elody- przywitał się Mort
    -Cześć Mort- odpowiedziała Elody
    -Poczekasz na mnie w pokoju Elody. Ja jeszcze nie skończyłam z braćmi
    -powiedziała Ramona
    -W porządku- odparła Elody i wyszła z pokoju JJ-a
    -Ogarnijcie się w końcu i zacznijcie mądrzej wydawać pieniądze. Mama w końcu się dowie, ona zawsze się wszystkiego dowiaduje. Wiecie, jaka ona jest- po tych słowach wyszła z pokoju
    -Jak to jest, że ona ma zawsze pieniądze, a wy chłopaki ciągle jesteście spłukani?- Spytał Mort
    -Oszczędza. A poza tym robi kartki okolicznościowe razem ze swoją koleżanką z Francji, Jacqueline. – Odpowiedział JJ
    -Koleżanką z Francji?- Spytał Mort
    -Tak, Jacqueline Blanchard, jej matka jest panią konsul w Nowym Jorku-odparł JJ
    -Czemu wy nie spróbowaliście z tymi kartkami?- Spytał Mort
    -Wiesz mi próbowaliśmy, ale okazało się, że nie mamy talentu plastycznego. Ramona powiedziała, żebyśmy wrócili do tego, w czym jesteśmy, czyli w grach komputerowych
    i kombinowaniu- opowiedział mu JJ
    -Pomyślmy lepiej, co zrobić by mama się nie dowiedziała, że wydaliśmy wszystkie pieniądze w lodziarni- mówił Bradley
    -Wydaliście wszystkie pieniądze w lodziarni?- Spytała Elena Pato, która akurat weszła do pokoju JJ-a
    -O, oł, mamy kłopoty- powiedział JJ
    -To ja już chyba pójdę. Cześć chłopaki- powiedział Mort
    -Odprowadzę cię- to był Maurice
    -Eee…Mam kłopoty?- Spytał Maurice’a Mort
    -I to spore- odpowiedział Maurice
    Maurice i Mort wyszli z mieszkania rodziny Pato.
    ***
    Dzień po całej awanturze z Hansem Szeregowy wyszedł na spacer z PJ-em po południu. Gdy już wrócił zobaczył przed mieszkaniem Leonarda następujące: Leonarda, Alice, Gusa Babushkę i, ku zaskoczeniu Szeregowego właściciela kamienicy we własnej osobie. Właścicielem kamienicy był pan Smith, wszyscy wiedzieli jak on się nazywa, ale mało, kto wiedział jak on wygląda. Na pewno wiedziała to Alice. Pan Smith okazał się niskim, grubym mężczyzną po sześćdziesiątce. Natomiast, jeśli chodzi o Gusa, to był tu już znany. Alice często zatrudniała go do różnych napraw i remontów. Gus był wysokim, umięśnionym i łysym mężczyzną po pięćdziesiątce. Pochodził z Rosji
    -O to jeden z nich, panie Smith- Leonard poskarżył się właścicielowi kamienicy
    -Widzę panie DiCarpa- odparł pan Smith
    -Dzień dobry, panie Smith, obiecaliśmy panu DiCarpie, żeby rachunkiem za szkody obciążyć nas- powiedział Szeregowy
    -Najprawdopodobniej tak będzie- powiedział pan Smith
    -Gwarantujemy spłatę- odezwał się Skipper, który zjawił się nagle, za nim stali Kowalski
    i Rico
    -Mam nadzieję- odpowiedział pan Smith
    -Gus, dasz radę naprawić to wszystko?-Spytał pan Smith
    -Drzwi to pestka, ale ścianę musiałbym zobaczyć- odpowiedział Gus
    -Może wejdźmy, zatem do środka- zaproponowała Alice
    -Tak wejdźmy do środka- powiedział pan Smith
    Pingwiny weszli z kolei do swojego mieszkania.
    ***
    Następnego dnia Skipper wszedł do kuchni na śniadanie. Szeregowy i Rico siedzieli już przy stole, a Kowalski smażył jajecznicę. Szeregowy czytał gazetę.
    - Kowalski, dla mnie jajecznica na boczku-zamówił Skipper
    -Wedle życzenia, szefie- odparł Kowalski i dorzucił na patelnię boczek i wbił trzy jajka
    -Kawy?- Rico podsunął ulubiony metalowy, czarny kubek Skippera
    -Dzięki, Rico- powiedział Skipper przyjmując kubek
    -Szefie, jest coś, co się panu nie spodoba- powiedział Szeregowy
    -A, co takiego?-Spytał Skipper
    -Niech pan sam zobaczy- powiedział i podsunął mu gazetę i wskazał palcem na artykuł. Nagłówek był taki: 12 GROŹNYCH PRZESTĘPCÓW UCIEKA Z WIĘZIENIA. Następnie były zdjęcia zbiegów, a pod nim nazwiska. Jednego ze zbiegów Skipper rozpoznał od razu. Podpis pod nim brzmiał: HANS ERIC SORENSEN.
    -A to drań!- Krzyknął Skipper
    -Cecil i Cegła też uciekli- Szeregowy wskazał na zdjęcia wymienionych bandytów
    -No to, co robimy szefie- spytał Kowalski
    -Jak to, co? Złapiemy ich. Wszystkich. A Hansa zostawimy sobie na koniec.










      Obecny czas to Pon Kwi 29, 2024 6:28 pm