Cześć,
Tak jak obiecałem wrzucam kolejne opowiadania. Na początek opowiadanie nr 4, a w następnym poście opowiadanie nr 5
Pozdrawiam,
Mariusz
Opowiadanie nr 4: "Uliczny Mściciel"
Był chłodny lutowy wieczór. Oddział Pingwinów pod dowództwem Skippera McKenziego wracał swoim Hammerem z wyprawy za miasto. Ćwiczyli tam bieg na orientację w terenie. Teraz wracali postanowili zatrzymać się by coś zjeść. Weszli do nocnego baru i podeszli do lady.
- Cztery hamburgery, cztery porcje frytek i cztery cole- powiedział Skipper
-Za dziesięć minut będą gotowe- odpowiedział barman
-Ile płacę?- Spytał Skipper
-30 dolarów- odparł barman
-Proszę- powiedział Skipper podając barmanowi pieniądze
Dziesięć minut później dostali zamówienie i usiedli przy stoliku. Był dobry widok na ulicę. W jednym momencie Szeregowy zauważył:
-Szefie właśnie widziałem jak jakiś dwóch kolesi włamuje się do sklepu jubilerskiego
-Panowie, zatem mamy robotę- oznajmił Skipper
Wyszli z baru. Przeszli kilkanaście metrów i znaleźli się blisko sklepu. Skipper zaczął wydawać polecenia:
-Kowalski i Rico, wy idziecie z przodu, ja i Szeregowy z tyłu. Odetniemy im drogę ucieczki
Po chwili dwóch bandytów wyszło ze sklepu jubilerskiego. Jeden był chudy i niski, ręce i nogi wyglądały jak patyczki, natomiast jego nos był olbrzymi, oczka małe jak u szczura, w których czaiła się inteligencja. Drugi z nich wyglądał jak typowy drap, zwalisty jak góra, miał około dwóch metrów wzrostu i półtora w barach, jego tępy wyraz twarzy mówił, że to nie on był tu mózgiem. Chudy włamywacz powiedział:
-Jesteście psami?
-No ludzie, czy my wyglądamy na policję, zwłaszcza Szeregowy, on jest za słodki na policjanta
-Dzięki, szefie-ucieszył się prawdziwie Szeregowy, ponieważ uważał, że policja z jego kraju to mięczaki
-Proszę, Szeregowy. A wy odłóżcie to, co wzięliście- sugerował Skipper
-Nie jest jesteście psami, więc jest nas dwóch na dwóch. A przy sile Cegły mamy przewagę- mówił chudy bandyta
-Czworo -odezwał się głos Rico
-W istocie rzeczy nas czworo, a was dwóch. Według moich obliczeń mamy przewagę- oznajmił Kowalski
- Kowalski, opcje- powiedział Skipper
-Proponuję klasyczny łomot- zaproponował Kowalski
-I to mi się podoba- przyznał Skipper
-Mnie też, mnie też- zawołał Rico
-Nie wiecie, z kim zadzieracie. Jestem wielki Cecil- mówił chudy bandyta
-A ja jestem Cegła- dodał jego towarzysz
Kowalski parsknął śmiechem
-Jak na mój oko to masz jakieś 1,70 wzrostu. Nie jesteś zbyt duży- stwierdził Kowalski
- Kowalski, on mówił metaforycznie- zwrócił uwagę Szeregowy
-Jestem naukowcem, nie rozumiem metafor- obruszył się Kowalski
-Trzeba było nie wychodzić z laboratorium. Jestem wielki w sensie dokonań. Psy nigdy mnie nie złapały- przechwalał Cecil
-A mnie tak-zaśmiał się głupkowato Cegła
-Nie imponujesz im- powiedział Cecil
-Dosyć tego. Brać ich- zawołał Skipper
-Ciekaw jestem, co zrobicie jak, zrobię to- powiedział Cecil i rzucił naszyjnikiem z wielkim brylantem, który trafił Rico prosto w oko
-Auć- krzyknął Rico
-Cegła, w nogi- krzyknął Cecil, po czym oprychy zaczęły wiać
-Za nimi już. Rico dacie radę kontynuować misję?- Spytał Skipper
-Spoko. Mam drugie oko- odparł Rico
-To mi się podoba. Gońmy ich- powiedział Skipper
Cecil i cegła biegli wzdłuż ulicy 7. Za nimi biegli Kowalski i Szeregowy. Skipper postanowił odciąć im drogę i pobiegł wraz z Rico bocznymi ulicami. Wybiegli przed Cecila i Cegłę, Skipper wyciągnął z kieszeni kurtki bumerang i rzucił w Cecila i Cegłę. Bumerang przeleciał i walnął Cegłę prosto w czoło tak mocno, że ten przewrócił się. Bumerang wrócił do Skippera.
-Cegła, co ty wyprawiasz, przez ciebie nas złapią- złościł się Cecil, za chwilę jednak i on oberwał bumerangiem w czoło i przewrócił się. Pingwiny otoczyli zbirów i wyciągnęli pistolety. Cecil i Cegła podnieśli ręce do góry. Skipper powiedział:
-Mamy was. Kowalski dzwoń na policję. Mamy ich zguby
-Już dzwonię szefie- powiedział Kowalski, odszedł na bok i zaczął dzwonić
-Kim wy u diabła jesteście?-Spytał przerażony Cecil
-Pingwinami- odpowiedział dumnie Szeregowy
-Jakoś mało pingwinio wyglądacie- stwierdził Cecil
-Cecil to znaczy, że są zakonnicami. Nie wolno mi bić zakonnic. One mają układy tam u góry.
- Przekonywał Cegła
-Nie, ośle. Nie wiem, kim są- odparł Cecil
-Elitarny Militarny Oddział Pingwiny- Szeregowy był jeszcze bardziej dumny
-Znaczy, że co?- Głupkowato pytał Cegła
-Znaczy, że wojsko baranie- warknął Cecil
-Policja już w drodze- powiedział Kowalski
-To świetnie- odparł Skipper
-Szefie, skąd pan się nauczył posługiwać bumerangiem?- Spytał Szeregowy
-Kiedyś byłem na wakacjach w Australii. Pewien aborygeński myśliwy nauczył mnie, nie tylko posługiwać się bumerangami, ale też je tworzyć. To były dobre czasy. Miałem wtedy 16 lat
- wspominał Skipper
Po chwili podjechał radiowóz.
-Panowie mamy wasze zguby- oznajmił Skipper
-Dziękujemy, kapitanie McKenzie- odpowiedział jeden z policjantów, zakładając kajdanki Cecilowi, a następnie Cegle. Podnieśli z ziemi bandytów i posadzili ich na tyle radiowozu.
-Pozdrówcie inspektora McSlade’a- zawołał Skipper
-Na pewno pozdrowimy- zawołał drugi z policjantów, po czym odjechali
- Rico jedziemy do szpitala. Jakiś lekarz musi do zobaczyć- powiedział Skipper
- Ja nie chcę- zajęczał Rico
-Niesubordynacja, co?. Szeregowy, Kowalski łapać go- zawołał Skipper
-O.K. Już pójdę- zapewnił Rico i wszyscy wsiedli do samochodu
***
-Proszę się nie ruszać za dużo, panie Rodriguez- nakazał Rico lekarz
- Rico, przecież wiesz, że Doktor Peary to najlepszy specjalista- upomniał podwładnego Skipper
-No, już skończyłem- oznajmił Doktor Peary
Doktor Peary był niskim, łysym mężczyzną po pięćdziesiątce. Na twarzy nosił okulary. Był specjalistą od wszelkiego rodzaju urazów. Usposobienie miał raczej pogodne, najwyraźniej uwielbia swoją pracę. Pacjenci wprost go uwielbiają. Chłopaki mieszkali już półtora miesiąca, a zdążyli już u niego kilka razy wylądować
-Dziękujemy, doktorze, co my bez pana byśmy zrobili- szczerze dziękował Szeregowy
-Nie macie, za co dziękować. To moja praca- odpowiedział Doktor Peary
-Mimo wszystko jednak dziękujemy- powiedział Szeregowy
-Zastanawiam się jak to jest, że wy ciągle lądujecie u mnie? Nie żebym narzekał, bo dzięki temu mam pracę- mówił Doktor Peary
-Mamy niebezpieczną pracę. Jednym razem dostajemy kulkę, innym razem obrywamy w oko wielkim brylantem- wyjaśnił Skipper
-Proszę oto wypis dla pana, panie Rodriguez- podał Rico dokument
-Dziękuję- odparł Rico
-To my już pójdziemy. Dobranoc doktorze- powiedział Skipper
-Dobranoc panowie- odpowiedział mu Doktor Peary
-Dobranoc- zawołali Kowalski, Rico i Szeregowy, po czym cała czwórka wyszła z jego gabinetu.
Kiedy przechodzili obok recepcji zauważyli, że rejestratorka ogląda telewizję. Na ekranie ujrzeli dobrze znanego już im Chucka Charlesa przeprowadzającego wywiad na wizji z jakimś oficerem policji
-, To już trzecia ofiara tak zwanego Łucznika. Ofiarami są członkowie gangu Szczurów. Łucznik zabija ich za pomocą strzał. Czy miasto ma bohatera?
-Nie nazywałbym go bohaterem. To, co on robi to akty samosądu. Nie będzie naszej zgody na takie działania- odpowiedział policjant
-Więc zamierzacie go złapać?- Spytał Chuck
-Oczywiście, że tak. Od tego jesteśmy- odpowiedział policjant
-Słyszałem pogłoskę, że policja chce pozwolić mu działać, bo nie radzi sobie z gangiem Szczurów. Jak pan to skomentuje?- Dociekał Chuck
Policjant chwilę się zastanowił a następnie powiedział:
-To pomówienia, panie reporterze. A teraz już bez komentarzy- po tych słowach odszedł sprzed kamery
-Mówił Chuck Charles. Oddaję głos do studia, Bonnie
Na ekranie pojawiła się młoda kobieta azjatyckiego pochodzenia. Była raczej niskiego wzrostu
i miała długie czarne włosy
-Cóż za materiał Chuck. A teraz pogoda…. – Mówiła Bonnie
-Dobra panowie, pora iść do domu- powiedział Skipper
Wyszli ze szpitala, przeszli przez parking i wsiedli do swojego Hammera. Po chwili Szeregowy spytał Skippera:
-Szefie, co pan sądzi o tym Łuczniku
-Sądzę, że powinniśmy go powstrzymać. On pewnie coś spapra. A my musimy chronić cywilów.
-Myślałem, że Szczury to nasz wróg?-Dziwił się Szeregowy
-Nie będziemy chronić Szczurów przed nim. Raczej jego przed nimi. Royalez to tępak, ale w końcu i on dojdzie do tego, kto, posyła mu ludzi na tamten świat- wyjaśnił Skipper
-To, co zatem zrobimy?- Spytał Szeregowy
-Zaczniemy szukać Łucznika. Zanim Szczury go znajdą, a co potem to się zobaczy- powiedział Skipper
***
Marlenka w porze lunchu udała się do Starbucksa. Spotkała tam się z Darlą. Po złożeniu zamówienia usiadły przy stoliku i zaczęły rozmowę:
-Jak się trzyma Carol już jej lepiej?- Spytała Marlenka
-Trochę. Jillian przy niej jest. Zmieniamy się- odpowiedziała Darla
-Biadaczka. Zatrucie pokarmowe, nie zazdroszczę- powiedziała Marlenka
-Proszę oto wasze zamówienie- powiedział kelner
-Dzięki, Fred- odpowiedziała Marlenka i uśmiechnęła się do niego. Fred był wysokim, rudym mężczyzną. Miał 31 lat. Wydawałoby się, że żyje w swoim świecie. Często nie rozumiał metafor. Mimo to Marlenka przez jakiś czas z nim chodziła, bo uznała, że zawsze był dla niej miły. Związek jednak nie trwał zbyt, bo Marlenka uznała, że jednak do siebie nie pasują. Nagle do lokalu wszedł wysoki, przystojny Latynos z hiszpańską gitarą w ręku. Podszedł do lady i przybił piątkę z Fredem i powiedział:
-To, co zwykle, Fred, tylko na wynos
-Oczywiście Antonio- odpowiedział Fred
-Hallo, ziemia do Marleny, myślałam, że planeta Antonio, jest już poza zasięgiem- Darla pstryknęła palcami przed oczyma Marlenki
-Spokojnie. Ja tylko…-zaczęła Marlenka
-Tak ty tylko- powiedziała Darla
Antonio podszedł do stolika, przy którym siedział wysoki, chudy brunet, zbliżający się do czterdziestki i przywitał się:
-Cześć Emmeth
-O, cześć Antonio- odpowiedział mężczyzna. Marlenka i Darla też dopiero teraz go zauważyły. Był to Emmeth Tommy Pinky, ich sąsiad z bloku. Mieszkał na IV piętrze w mieszkaniu nr 18
-Nie idziesz do szkoły?- Spytał Antonio Pinky’ego
-Mam okienko, a przy okazji muszę posprawdzać testy- odpowiedział Pinky
- Antonio, twoje zamówienie- zawołał Fred
Antonio odebrał zamówienie i wyszedł z lokalu odprowadzany wzrokiem Marlenki. Darla przewróciła oczami. Gdy Antonio wyszedł Marlenka podeszła do stolika Pinky’ego i powiedziała:
-Cześć Emmeth
-O, cześć Marlenko
-Cześć-zawołała Darla
-Witaj, Darlo- odpowiedział Pinky
-Możemy się przysiąść?- Spytała Marlenka
-Jasne siadajcie- odpowiedział Pinky
-Mam do ciebie pytanie. Znasz Antonia?- Spytała Marlenka
-Oczywiście, że znam. Pracujemy razem w szkole. Ja uczę historii, a on muzyki- odpowiedział Pinky
-Nie wiesz może czy ma jakąś dziewczynę?- Spytała Marlenka
-Z, czego mi wiadomo, to nie. Czemu pytasz?- Mówił Pinky
-Podoba mi się- stwierdziła Marlenka
-A, ty nie masz przypadkiem chłopaka?- Dziwił się Pinky
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy?- Marlenkę zdziwiło to pytanie
-Tak jakoś. Antonio jest tak pochłonięty swoją pracę, że nie zauważa ilu kobietom się podoba. Na jego lekcje przychodzi zdecydowanie więcej dziewczyn niż chłopaków. Jedna koleżanka z naszej pracy jakiś czas z nim chodziła, ale zerwała z nim, bo o wszystkim zapominał, łącznie z randkami - odparł Pinky
-Niezbyt fajnie- stwierdziła Marlenka
-Witaj Marlenko! Cześć Darla! Witaj Pinky- To był Skipper
-Cześć Skipper-zawołała cała trójka sąsiadów
Skipper podszedł do lady i zaczął rozmawiać z Fredem. Darla i Pinky wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Marlenka zawołała do Skippera:
-A gdzie masz resztę chłopaków?
-Siedzą w samochodzie i czekają- odpowiedział Skipper
Chwilę z sobą rozmawiali, w końcu Fred zawołał:
-Cztery zamówienia na wynos
-O, dzięki Fred- powiedział Skipper i wyszedł
- Marlenko muszę iść kupić parę rzeczy do domu- powiedziała Darla
-Tak ja też muszę iść. Nie długo skończy mi się przerwa- zgodziła się Marlenka
-Cześć Emmeth-zawołały Marlenka i Darla
-Cześć dziewczyny-odpowiedział im Pinky
***
Skipper wyszedł z Starbucksa, wsiadł do samochodu i powiedział:
-Chłopcy wasze, zamówienia. A teraz jedźmy Rico
Samochód ruszył przemierzali ulicę w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Przejechali parę przecznic, gdy zobaczyli gang Szczurów zaczepiający jakiegoś młodego mężczyznę. Był niski i gruby, włosy miał dość długie i brązowe. Od razu rozpoznali, że to ich sąsiad z bloku Roger Stanley Gater, mieszkający na trzecim piętrze w mieszkaniu nr 13. Skipper nakazał Rico zatrzymać samochód, z którego wszyscy pośpiesznie wyskoczyli.
-Panowie musimy pomóc naszemu sąsiadowi- zawołał Skipper
-Ej, głupki- Rico zawołał do Szczurów
Ci od razu się odwrócili. O dziwo nie było wśród nich Royaleza, co Skipper tak skomentował:
-No, proszę jednak szef pozwala wam chodzić samemu
-To znowu wy. Tym razem wam się dostanie- warknął jeden z gangsterów
-Raczej wątpię w to was jest trzech, a nas czterech, zlaliśmy was kiedy było was pięciu- zwrócił uwagę Kowalski
- Szeregowy odciągnijcie naszego sąsiada z pola walki- powiedział Skipper
-Rozkaz, szefie. Chodź Roger- powiedział Szeregowy
Podeszli do samochodu. Roger powiedział:
-Ja was znam, mieszkacie pod szóstką. Jesteście tymi żołnierzami, tak?
-Tak, zgadza się Roger. Lepiej tam nie podchodźmy. – Stwierdził Szeregowy
Miał rację. Walka trwała w najlepsze. Nagle strzała przeszyła szyje jednego z gangsterów. Jeden z jego kolegów krzyknął:
-O, mój Boże zabiliście Torreza
-Nie, to nie my- zapewniał Skipper
-Dobra, dobra. Jak nie wy to, kto?- Spytał drugi gangster, któremu za chwilę strzała wbiła się w klatkę piersiową, a on padł martwy. Trzeci gangster nie czekając zbyt długo wskoczył na motocykl i odjechał. Pingwiny zobaczyli z daleka jak jakaś postać, wystrzeliwuje strzałę z liną i wciąga się na dach.
- Szeregowy śledźcie go, ale dyskretnie- powiedział Skipper do Szeregowego, który akurat podszedł z Rogerem
-Już idę- po tych słowach szedł za postacią skaczącą po dachach
- Kowalski zanim wezwiemy policję zbadaj tamto miejsce. Założę się, że koleś zostawił ślady
Po pół godziny Kowalski zdał raport Skipperowi.
-Szefie, on rzeczywiście zostawia ślady
-Wiedziałem- stwierdził Skipper
-Co robimy dalej?- Spytał Kowalski
-Zawiadamiamy policję, niech posprzątają. A później wracamy do domu i czekamy na to, co ustali Szeregowy- mówił Szeregowy
- W porządku, szefie. Roger zabierzesz się z nami?- Spytał Kowalski
-Jasne uratowaliście mnie- odparł Roger
Po przyjeździe policji wrócili do domu.
***
Szeregowy śledził Łucznika. Miał wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony uważał, że ktoś, kto stawia opór niebezpiecznym ludziom, wykazuje się bohaterstwem. Dobrze wiedział, że Szczury wzbudzają powszechny strach na osiedlu, a Łucznik się ich nie boi. Z drugiej strony nie podobała mu się to, że Łucznik jest tak nieostrożny i zgadzał się ze Skipperem, że prędzej czy później będzie miał kłopoty. Zauważył, że Łucznik w pewnym momencie zeskoczył z dachu. Szeregowy szedł paręnaście kroków za nim. Ku swemu zdziwieniu stwierdził, że jest blisko swojego bloku. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy zobaczył jak Łucznik wchodzi do bloku nr 2. To go dopiero zdziwiło.
-Szeregowy?- Rozmyślania przerwał mu znajomy głos
-Cześć, Barry- powiedział Szeregowy
Barry Peter Frog mieszkał na parterze w mieszkaniu nr 2, wprost naprzeciwko drzwi Alice. Był bardzo niski, miał tylko 135 cm wzrostu. Miał 45lat i brązowe włosy. Kiedyś był wrogo nastawiony do Pingwinów, ale po szczerej rozmowie z Szeregowym, przekonał się do nich. Z zawodu był komornikiem sądowym.
-Wracasz z pracy?-Spytał Barry’ego
-Tak, ale dzisiaj nie miałem zbyt dużo do roboty- odpowiedział Barry
Szeregowy i Barry weszli do kamienicy. Nagle otworzyły się drzwi od mieszkania Alice, która od razu zawołała:
-Ej, wy dwaj czynsz!
Szeregowy i Barry przewrócili oczami. Barry wyciągnął z kieszeni czek i powiedział:
-Masz i odczep się
-A, ty?- Spytała Szeregowego
- Kowalski zapłaci jak przyjdzie-odpowiedział Szeregowy
Alice schowała się do swojego mieszkania.
-Wkurza mnie ona- powiedział Barry
-Tak. Mnie też- zgodził się z Barrym Szeregowy
-Dobra. To ja idę do siebie. Cześć- powiedział Barry
-Na razie Barry- pożegnał wchodzącego do mieszkania Barry’ego
Nagle Szeregowy usłyszał za swoimi placami:
- Szeregowy, a wy nie mieliście przypadkiem śledzić Łucznika? Tylko nie mówcie, że go zgubiliście- to oczywiście był Skipper. Wraz z nim byli Kowalski, Rico i Roger.
-Nie, szefie nie zgubiłem go, a wręcz przeciwnie. Wiem, gdzie mieszka- odpowiedział Szeregowy
-To fantastyczna wiadomość. Chodźmy na górę- powiedział Skipper
Kiedy szli po schodach. Roger zwrócił się do Szeregowego:
- Szeregowy jeszcze tobie nie dziękowałem, za uratowanie mnie
-Drobiazg. To nasza praca-odparł Szeregowy
Chłopaki weszli na pierwsze piętro, a Roger poszedł dalej i zawołał:
-Cześć chłopaki, jeszcze raz dzięki
Weszli do mieszkania i usiedli w salonie. Skipper zapytał:
-No to gdzie on mieszka, Szeregowy?
-W bloku naprzeciwko naszego. Tym samym, co Rodzina Pato, Fred i Doris…- mówił Szeregowy
-Doris!!!!- Zapłakał Kowalski
Skipper rzucił mu spojrzenie mówiące:, Zamknij się”. Kowalski uspokoił się
-A ja mu, co?- Spytał Szeregowy
-Jak to, co znowu dostał od niej kosza. Nie zwracaj na niego uwagi, mów dalej- powiedział Skipper
-Wiem, też jak wygląda. Jest między 30 a 40, brunet, średniego wzrostu, możliwe, że mógł mieć coś wspólnego z cyrkiem, sądząc po jego akrobacjach po dachach. Wiecie, chodziłem kiedyś z artystką cyrkową, to ona nauczyła mnie rzucać nożami. Co za dziewczyna!- Szeregowy rozmarzył się o dziewczynie
-Szczegółów nam oszczędź. Ale dobrze, że nauczyła cię rzucać nożami. W walce jest to przydatne. Jutro z rana będziemy śledzić Łucznika.
***
Szeregowy wracał właśnie z wieczornego spaceru z PJ-em. Gdy wszedł na klatkę, zobaczył potężnie zbudowanego wysokiego, mężczyznę, który właśnie płacił czynsz Alice
-Czynsz!- Zawołała do Szeregowego
-Mnie też panią miło widzieć, pani zarządczyni. Cześć, Ted- mówił Szeregowy
-Dzień dobry- odpowiedział mu mężczyzna, następnie poszedł na górę. Ted Bear był najbardziej tajemniczym mieszkańcem kamienicy. Mieszkał na poddaszu w mieszkaniu nr 21. Nikt nic o nim nie wiedział. Rozmowy z sąsiadami ogranicza tylko do uprzejmości. Więcej rozmawia jedynie z Marlenką, (co nie można jednak nazwać przyjaźnią). Szeregowy ignorując wołanie Alice o czynsz. Poszedł na swoje piętro. Z mieszkania wyszedł Maurice.
-Cześć Maurice-powiedział Szeregowy
-O, cześć Szeregowy- odpowiedział mu
-Julian, na litość Boską, pośpiesz się.- Popędzał Juliana Maurice
-Nie pośpieszaj mnie!-Głos Juliana słychać było zza drzwi
-Ileż można się ubierać?- Maurice kręcił głową z niedowierzaniem
-Cześć, chłopaki- to była Darla, która akurat przeszła po schodach do góry
-Cześć- odpowiedzieli jej obaj panowie. Szeregowy zauważył, że Maurice obejrzał się za Darlą., Czyżby ona mu się podobała?”. Pomyślał Szeregowy
-No, no Maurice- powiedział Szeregowy
-Ale, o co ci chodzi?- Spytał Maurice
-Podoba ci się Darla- stwierdził Szeregowy
-Co? Szeregowy może i Darla to najładniejsza dziewczyna w kamienicy, ale ja jestem poważnym biznesmenem. Nie mam czasu na jakieś romanse-mówił Maurice
-Czyli ci się podoba. Sam powiedziałeś, że to najładniejsza dziewczyna w kamienicy- upierał się Szeregowy
Maurice miał już coś powiedzieć, ale z mieszkania wyszedł Julian.
-To, co idziemy?- Spytał Julian
-Tak, idziemy. Na razie Szeregowy- powiedział Maurice
-Ja też, ja też-zawołał Mort
-Ty nie, masz szlaban za pałę z matmy- powiedział Maurice
-Ale…- zaczął Mort
-Nic z tego. Idź się uczyć- powiedział Maurice, następnie zawrócił Morta do mieszkania, które zamknął za nim
-Idziemy Julian- powiedział Maurice
-O.K. Widzę, że ci się strasznie śpieszy- stwierdził Julian
-Tak, dokładnie
-Czołem, Szeregowy- Julian zawołał jednocześnie na przywitanie i pożegnanie
-Cześć Julian- powiedział Szeregowy i wraz z PJ-em weszli do mieszkania
***
Cały następny dzień chłopaki śledzili Łucznika. Okazało się, że pracuje w klubie łuczniczo- strzeleckim, jako instruktor. Na krótki czas stracili go z oczu. Nagle zobaczyli, że do jednej z kawiarni weszło dwóch zbirów z gangu Szczurów. Oczywiście byli niemili dla obsługi i straszyli klientów. Pingwiny już mieli interweniować, gdy strzała wbiła się w głowę jednego z gangsterów. Wcześniej przeleciała nad stolikiem jakiegoś starszego małżeństwa. Drugi gangster wstał już sięgał po broń, gdy strzała wbiła mu się w klatkę piersiową. Obaj gangsterzy byli martwi. Strzała, która zabiła drugiego gangstera, śmignęła tuż nad głową kelnera. Szeregowy zawołał:
-Szefie, tam- i wskazał miejsce gdzie był Łucznik. Ku ich zdziwieniu zaczął powoli iść. Pingwiny poszli za nim. Łucznik skręcił w jakiś zaułek. Pingwiny skręciły za nim. To był ślepy zaułek. Ku ich zdziwieniu zobaczyli, że Łucznik stoi naprzeciwko ich. Nie wyglądał jakby chciał uciekać. Nawet uśmiechał się do nich. Zrobi krok do przodu. On nie robił nic. Widząc, że sytuacja jest dziwna, Skipper zaczął rozmowę:
-Dlaczego nie uciekasz przed nami?
-Chciałem was poznać. Na osiedlu jesteście już legendami- mówił Łucznik, miał akcent z Oklahomy
-I poznałeś- stwierdził Skipper
-Jestem Archibald Robert Archer, dla znajomych Archie. Wy nie musicie się przedstawiać, wiem, kim jesteście- mówił Łucznik
-Jestem waszym fanem, naprawdę podziwiam to, co robicie- dodał po chwili
-Nie rozdajemy autografów. Chcemy żebyś przestał- upomniał go Skipper
-Przestać? Dlaczego? Ktoś musi robić porządek z tymi Szczurami. Wiem, że cały dzień za mną łaziliście. Wczoraj też…- ostatnie słowa kierował do Szeregowego
- Szeregowy twierdziliście, że was nie widział?- Dziwił się Skipper
-Wyglądał jakby mnie nie zauważył- zapewniał Szeregowy
-Mniejsza z tym. Musisz przestać Archie. Dzisiaj omal nie trafiłeś cywilów- zwrócił uwagę Skipper
-Jednak ich nie trafiłem- odpowiedział Archie
-Ale mogłeś. To, co robisz to nic innego jak samosąd- upomniał go Skipper
-A jak nazwać to, co wy robicie?- Archie postawił pytanie retoryczne
-Za, kogo się masz? Za jakiegoś Green Arrowa?- Spytał Szeregowy
-Raczej za Sokole oko- odparł Archie
-Poza tym zostawiasz dużo śladów. W końcu Royalez namierzy cię i zabije- ostrzegał go Kowalski
-Chcecie bym przestał? To mnie najpierw pokonajcie!- Po tych słowach wystrzelił w górę strzałę z liną i wciągnął się na dach. Stamtąd zawołał do nich:
-Jeśli tylko mnie dogonicie
- Rico, lina z hakiem- rozkazał Skipper
Rico wyciągnął błyskawicznie linę z hakiem, którą wystrzelił ze specjalnego pistoletu. Pingwiny zaczęły wciągać się na dach. Archie zawołał:
-Widzę, ze się przygotowaliście. Niech wygrają najlepsi
Po czym przeskoczył na następny dach, zanim wszyscy chłopacy znaleźli się na tym pierwszym.
-Za nim! Szybko- zawołał Skipper
-Jedno mu trzeba przyznać. Niezły jest- stwierdził Kowalski
-Niestety dla nas tak- zgodził się Skipper
-Noo!- Przyznał Rico
-Co racja, to racja-przytaknął Szeregowy
Przeskakiwali z dachu na dach w pogoni za Archie ’m.
-Dobra dość tego. Rico lasso- powiedział Skipper
Rico wyciągnął z plecaka lasso. Skipper wyciągnął bumerang.
-Co szef zamierza?- Spytał Szeregowy
-Strącić i złapać- odparł Skipper, po czym rzucił bumerangiem w nogi Archie’ego, kiedy ten chciał przeskoczyć. Zaczął spadać, lecz Skipper wtedy krzyknął:
- Rico, łap go
Rico posłusznie zarzucił lasso, którym złapał Archie’ego. Następnie powoli go opuścił, a chłopaki zsunęli się na swojej linie w dół. Wylądowali na chodniku. W pobliżu był jakiś opustoszały plac. Szeregowy rozbroił Archie’ego. Gdy już mieli iść ten walnął Rico i wyswobodził się z lasso. Pobiegł w stronę pustego placu.
-Za nim- zawołał Skipper i pobiegli w tym samym kierunku, co Archie
Rico najszybciej dogonił Archie’ego, jednym susem powalił go i przygwoździł na ziemi. Archie zaraz go jednak odepchnął Rico i wstał. Otaczali go już jednak chłopacy, Rico też wstał bardzo szybko.
-To, co? Finałowa walka?- Spytał Archie
-Finał może być mroczny- oznajmił mu Skipper
Zaczęła się walka wręcz. Archie dawał radę, pomimo, że oni mieli przewagę. Archie uderzył Kowalskiego w głowę, ten się zachwiał i powiedział:
-Tylko nie w moją cenną głowę
Archie jak na zawołanie uderzył go w klatkę piersiową. Szeregowy podhaczył Archie’ego, ten upadł, ale zaraz się podniósł i skoczył na Szeregowego przygważdżając go do ziemi i powiedział:
-Tego chyba się nie spodziewałeś
-A, ty tego- po tych słowach uderzył go głową w nos, za którego Archie natychmiast się złapał. Szeregowy korzystając z okazji odepchnął go od siebie. Rico odnalazł lasso i ponownie zarzucił na Archie’ego. Po chwili owinął linę lassa dookoła rąk Archie’ego.
-To koniec Archie. Oddamy ciebie policji- powiedział Skipper
-Nie zdążycie tam nawet dotrzeć- odezwał się głos Rata Royaleza
-Ty- powiedział znudzony Skipper
Za chwilę zobaczyli, że zaczęło pojawiać się coraz więcej Szczurów. Royalez zaczął mówić:
-Chyba dziś mój szczęśliwy dzień. Prawie wszyscy moi wrogowie tutaj razem. Pingwiny i Łucznik. Jak na talerzu
-Nie zamierzam być twoją przystawką Royalez- odpowiedział Skipper
-A to się jeszcze okaże- powiedział Royalez
-Zlaliśmy cię wtedy w klubie, zlejemy i teraz- odparł Skipper
-Zdajesz sobie, że wtedy było nas tylko pięciu. Teraz jest 40. A was czterech
-Pięciu. Uwolnij Archie’ego Rico- powiedział Skipper
Rico wykonał polecenie. Szeregowy spytał Archie’ego:
-Nie chcesz swój łuk?
-Oczywiście, że chcę- odparł Archie
Szeregowy oddał mu łuk i kołczan.
-Wy naprawdę sądzicie, że w piątkę mnie pokonacie? Ha! Ha! Ha!- Zaśmiał się Royalez
-Jego śmiech jest obrzydliwy-stwierdził Szeregowy
-Zgadzam się z tobą młody- powiedział Skipper
-Dosyć tego! Brać ich!- Zawołał Royalez do swoich ludzi. Znowu zaczęła się walka
-Kowalski, opcje-powiedział Skipper
-Musimy się przedrzeć przez nich i spróbować się dostać do naszego samochodu- mówił Kowalski
-Albo ich posiekać- oznajmił Rico
-Rico, oni mają przewagę, a my nie mamy przy sobie broni palnej- powiedział Kowalski
-Ale mamy to- Rico wyciągnął maczetę
-Moja maczeta- zawołał Royalez
-Już nie!- Odparł Rico i pokazał mu język
-Zabić ich! Całą piątkę- Royalez wydawał rozkazy swoim ludziom
Rico ciął maczetą na lewo i prawo. Szeregowy wywijał nunczaku, Kowalski walił wrogów kastetem, Skipper obezwładniał ich bumerangami, a Archie posyłał kolejne strzały. W końcu udało im się opuścić plac i dotrzeć na ulicę. W ten Archie zaproponował:
-Mamy liny. Ciekawe czy oni też?
-Za tłuści na wspinaczkę- powiedział Rico
-Świetny pomysł Archie. Na dach- powiedział Skipper
Archie i Rico wystrzelili liny: Archie z łuku, a Rico z pistoletu. Liny zaczepiły się o dach. Pingwiny i Archie kolejno się wciągnęli
-Nie!!!!!!!!!!!!- Royalez krzyczał jak opętany
-Zapłacicie mi za to!- Krzyknął Royalez
-Przyjmujesz czeki czy tylko gotówkę. Kowalski się z panem rozliczy- mówił Skipper
-Od was chcę tylko krwi!!!- Wrzeszczał w niebogłosy Royalez
-Nie wchodzi w grę- odparł Skipper
Nagle Rico stanął na skraju dachu, rozpiął rozporek i po czym zaczął sikać, trafiając Royaleza prosto w twarz
-Rico to było obrzydliwe nawet jak na ciebie- powiedział Szeregowy
-Chciało mi się lać- powiedział Rico wzruszając ramionami
-Właśnie widzimy chłopcze. No dobra zwijamy się póki Royalez nie wpadnie na pomysł, by wejść do budynku i windą wjechać na dach- stwierdził Skipper
***
Pingwiny i Archie uciekli Royalezowi i jego Szczurom. Zaprosili Archie do siebie na męską rozmowę
-Chcesz piwo?- Spytał Skipper Archie’ego
-Jasne, że tak- odparł Archie
Skipper podał mu butelkę, swoim podwładnym też.
-Nie będę już robił tego, co robiłem- oznajmił Archie
-Na to liczymy- powiedział Szeregowy
-Ale nie chcę być bezużyteczny- mówił Archie
-Wcale nie musisz. Możesz nam pomagać- odparł Szeregowy
-Naprawdę mogę wam pomagać?- Spytał Archie z niedowierzaniem
-Pomoc zawsze w cenie- odparł Kowalski
-To znaczy, że nie wydacie mnie policji?- Spytał Archie
-Tylko, jeśli wrócisz do samosądów. Dopuszczalna tylko obrona- mówił Skipper
-Bo jak nie to lanie!- Zawołał Rico
-Nie zwracaj na niego uwagę. On już tak ma- powiedział Skipper
I tak Pingwiny uzyskali nowego sojusznika i przyjaciela. Resztę wieczoru spędzili na rozmowach przy piwie
Tak jak obiecałem wrzucam kolejne opowiadania. Na początek opowiadanie nr 4, a w następnym poście opowiadanie nr 5
Pozdrawiam,
Mariusz
Opowiadanie nr 4: "Uliczny Mściciel"
Był chłodny lutowy wieczór. Oddział Pingwinów pod dowództwem Skippera McKenziego wracał swoim Hammerem z wyprawy za miasto. Ćwiczyli tam bieg na orientację w terenie. Teraz wracali postanowili zatrzymać się by coś zjeść. Weszli do nocnego baru i podeszli do lady.
- Cztery hamburgery, cztery porcje frytek i cztery cole- powiedział Skipper
-Za dziesięć minut będą gotowe- odpowiedział barman
-Ile płacę?- Spytał Skipper
-30 dolarów- odparł barman
-Proszę- powiedział Skipper podając barmanowi pieniądze
Dziesięć minut później dostali zamówienie i usiedli przy stoliku. Był dobry widok na ulicę. W jednym momencie Szeregowy zauważył:
-Szefie właśnie widziałem jak jakiś dwóch kolesi włamuje się do sklepu jubilerskiego
-Panowie, zatem mamy robotę- oznajmił Skipper
Wyszli z baru. Przeszli kilkanaście metrów i znaleźli się blisko sklepu. Skipper zaczął wydawać polecenia:
-Kowalski i Rico, wy idziecie z przodu, ja i Szeregowy z tyłu. Odetniemy im drogę ucieczki
Po chwili dwóch bandytów wyszło ze sklepu jubilerskiego. Jeden był chudy i niski, ręce i nogi wyglądały jak patyczki, natomiast jego nos był olbrzymi, oczka małe jak u szczura, w których czaiła się inteligencja. Drugi z nich wyglądał jak typowy drap, zwalisty jak góra, miał około dwóch metrów wzrostu i półtora w barach, jego tępy wyraz twarzy mówił, że to nie on był tu mózgiem. Chudy włamywacz powiedział:
-Jesteście psami?
-No ludzie, czy my wyglądamy na policję, zwłaszcza Szeregowy, on jest za słodki na policjanta
-Dzięki, szefie-ucieszył się prawdziwie Szeregowy, ponieważ uważał, że policja z jego kraju to mięczaki
-Proszę, Szeregowy. A wy odłóżcie to, co wzięliście- sugerował Skipper
-Nie jest jesteście psami, więc jest nas dwóch na dwóch. A przy sile Cegły mamy przewagę- mówił chudy bandyta
-Czworo -odezwał się głos Rico
-W istocie rzeczy nas czworo, a was dwóch. Według moich obliczeń mamy przewagę- oznajmił Kowalski
- Kowalski, opcje- powiedział Skipper
-Proponuję klasyczny łomot- zaproponował Kowalski
-I to mi się podoba- przyznał Skipper
-Mnie też, mnie też- zawołał Rico
-Nie wiecie, z kim zadzieracie. Jestem wielki Cecil- mówił chudy bandyta
-A ja jestem Cegła- dodał jego towarzysz
Kowalski parsknął śmiechem
-Jak na mój oko to masz jakieś 1,70 wzrostu. Nie jesteś zbyt duży- stwierdził Kowalski
- Kowalski, on mówił metaforycznie- zwrócił uwagę Szeregowy
-Jestem naukowcem, nie rozumiem metafor- obruszył się Kowalski
-Trzeba było nie wychodzić z laboratorium. Jestem wielki w sensie dokonań. Psy nigdy mnie nie złapały- przechwalał Cecil
-A mnie tak-zaśmiał się głupkowato Cegła
-Nie imponujesz im- powiedział Cecil
-Dosyć tego. Brać ich- zawołał Skipper
-Ciekaw jestem, co zrobicie jak, zrobię to- powiedział Cecil i rzucił naszyjnikiem z wielkim brylantem, który trafił Rico prosto w oko
-Auć- krzyknął Rico
-Cegła, w nogi- krzyknął Cecil, po czym oprychy zaczęły wiać
-Za nimi już. Rico dacie radę kontynuować misję?- Spytał Skipper
-Spoko. Mam drugie oko- odparł Rico
-To mi się podoba. Gońmy ich- powiedział Skipper
Cecil i cegła biegli wzdłuż ulicy 7. Za nimi biegli Kowalski i Szeregowy. Skipper postanowił odciąć im drogę i pobiegł wraz z Rico bocznymi ulicami. Wybiegli przed Cecila i Cegłę, Skipper wyciągnął z kieszeni kurtki bumerang i rzucił w Cecila i Cegłę. Bumerang przeleciał i walnął Cegłę prosto w czoło tak mocno, że ten przewrócił się. Bumerang wrócił do Skippera.
-Cegła, co ty wyprawiasz, przez ciebie nas złapią- złościł się Cecil, za chwilę jednak i on oberwał bumerangiem w czoło i przewrócił się. Pingwiny otoczyli zbirów i wyciągnęli pistolety. Cecil i Cegła podnieśli ręce do góry. Skipper powiedział:
-Mamy was. Kowalski dzwoń na policję. Mamy ich zguby
-Już dzwonię szefie- powiedział Kowalski, odszedł na bok i zaczął dzwonić
-Kim wy u diabła jesteście?-Spytał przerażony Cecil
-Pingwinami- odpowiedział dumnie Szeregowy
-Jakoś mało pingwinio wyglądacie- stwierdził Cecil
-Cecil to znaczy, że są zakonnicami. Nie wolno mi bić zakonnic. One mają układy tam u góry.
- Przekonywał Cegła
-Nie, ośle. Nie wiem, kim są- odparł Cecil
-Elitarny Militarny Oddział Pingwiny- Szeregowy był jeszcze bardziej dumny
-Znaczy, że co?- Głupkowato pytał Cegła
-Znaczy, że wojsko baranie- warknął Cecil
-Policja już w drodze- powiedział Kowalski
-To świetnie- odparł Skipper
-Szefie, skąd pan się nauczył posługiwać bumerangiem?- Spytał Szeregowy
-Kiedyś byłem na wakacjach w Australii. Pewien aborygeński myśliwy nauczył mnie, nie tylko posługiwać się bumerangami, ale też je tworzyć. To były dobre czasy. Miałem wtedy 16 lat
- wspominał Skipper
Po chwili podjechał radiowóz.
-Panowie mamy wasze zguby- oznajmił Skipper
-Dziękujemy, kapitanie McKenzie- odpowiedział jeden z policjantów, zakładając kajdanki Cecilowi, a następnie Cegle. Podnieśli z ziemi bandytów i posadzili ich na tyle radiowozu.
-Pozdrówcie inspektora McSlade’a- zawołał Skipper
-Na pewno pozdrowimy- zawołał drugi z policjantów, po czym odjechali
- Rico jedziemy do szpitala. Jakiś lekarz musi do zobaczyć- powiedział Skipper
- Ja nie chcę- zajęczał Rico
-Niesubordynacja, co?. Szeregowy, Kowalski łapać go- zawołał Skipper
-O.K. Już pójdę- zapewnił Rico i wszyscy wsiedli do samochodu
***
-Proszę się nie ruszać za dużo, panie Rodriguez- nakazał Rico lekarz
- Rico, przecież wiesz, że Doktor Peary to najlepszy specjalista- upomniał podwładnego Skipper
-No, już skończyłem- oznajmił Doktor Peary
Doktor Peary był niskim, łysym mężczyzną po pięćdziesiątce. Na twarzy nosił okulary. Był specjalistą od wszelkiego rodzaju urazów. Usposobienie miał raczej pogodne, najwyraźniej uwielbia swoją pracę. Pacjenci wprost go uwielbiają. Chłopaki mieszkali już półtora miesiąca, a zdążyli już u niego kilka razy wylądować
-Dziękujemy, doktorze, co my bez pana byśmy zrobili- szczerze dziękował Szeregowy
-Nie macie, za co dziękować. To moja praca- odpowiedział Doktor Peary
-Mimo wszystko jednak dziękujemy- powiedział Szeregowy
-Zastanawiam się jak to jest, że wy ciągle lądujecie u mnie? Nie żebym narzekał, bo dzięki temu mam pracę- mówił Doktor Peary
-Mamy niebezpieczną pracę. Jednym razem dostajemy kulkę, innym razem obrywamy w oko wielkim brylantem- wyjaśnił Skipper
-Proszę oto wypis dla pana, panie Rodriguez- podał Rico dokument
-Dziękuję- odparł Rico
-To my już pójdziemy. Dobranoc doktorze- powiedział Skipper
-Dobranoc panowie- odpowiedział mu Doktor Peary
-Dobranoc- zawołali Kowalski, Rico i Szeregowy, po czym cała czwórka wyszła z jego gabinetu.
Kiedy przechodzili obok recepcji zauważyli, że rejestratorka ogląda telewizję. Na ekranie ujrzeli dobrze znanego już im Chucka Charlesa przeprowadzającego wywiad na wizji z jakimś oficerem policji
-, To już trzecia ofiara tak zwanego Łucznika. Ofiarami są członkowie gangu Szczurów. Łucznik zabija ich za pomocą strzał. Czy miasto ma bohatera?
-Nie nazywałbym go bohaterem. To, co on robi to akty samosądu. Nie będzie naszej zgody na takie działania- odpowiedział policjant
-Więc zamierzacie go złapać?- Spytał Chuck
-Oczywiście, że tak. Od tego jesteśmy- odpowiedział policjant
-Słyszałem pogłoskę, że policja chce pozwolić mu działać, bo nie radzi sobie z gangiem Szczurów. Jak pan to skomentuje?- Dociekał Chuck
Policjant chwilę się zastanowił a następnie powiedział:
-To pomówienia, panie reporterze. A teraz już bez komentarzy- po tych słowach odszedł sprzed kamery
-Mówił Chuck Charles. Oddaję głos do studia, Bonnie
Na ekranie pojawiła się młoda kobieta azjatyckiego pochodzenia. Była raczej niskiego wzrostu
i miała długie czarne włosy
-Cóż za materiał Chuck. A teraz pogoda…. – Mówiła Bonnie
-Dobra panowie, pora iść do domu- powiedział Skipper
Wyszli ze szpitala, przeszli przez parking i wsiedli do swojego Hammera. Po chwili Szeregowy spytał Skippera:
-Szefie, co pan sądzi o tym Łuczniku
-Sądzę, że powinniśmy go powstrzymać. On pewnie coś spapra. A my musimy chronić cywilów.
-Myślałem, że Szczury to nasz wróg?-Dziwił się Szeregowy
-Nie będziemy chronić Szczurów przed nim. Raczej jego przed nimi. Royalez to tępak, ale w końcu i on dojdzie do tego, kto, posyła mu ludzi na tamten świat- wyjaśnił Skipper
-To, co zatem zrobimy?- Spytał Szeregowy
-Zaczniemy szukać Łucznika. Zanim Szczury go znajdą, a co potem to się zobaczy- powiedział Skipper
***
Marlenka w porze lunchu udała się do Starbucksa. Spotkała tam się z Darlą. Po złożeniu zamówienia usiadły przy stoliku i zaczęły rozmowę:
-Jak się trzyma Carol już jej lepiej?- Spytała Marlenka
-Trochę. Jillian przy niej jest. Zmieniamy się- odpowiedziała Darla
-Biadaczka. Zatrucie pokarmowe, nie zazdroszczę- powiedziała Marlenka
-Proszę oto wasze zamówienie- powiedział kelner
-Dzięki, Fred- odpowiedziała Marlenka i uśmiechnęła się do niego. Fred był wysokim, rudym mężczyzną. Miał 31 lat. Wydawałoby się, że żyje w swoim świecie. Często nie rozumiał metafor. Mimo to Marlenka przez jakiś czas z nim chodziła, bo uznała, że zawsze był dla niej miły. Związek jednak nie trwał zbyt, bo Marlenka uznała, że jednak do siebie nie pasują. Nagle do lokalu wszedł wysoki, przystojny Latynos z hiszpańską gitarą w ręku. Podszedł do lady i przybił piątkę z Fredem i powiedział:
-To, co zwykle, Fred, tylko na wynos
-Oczywiście Antonio- odpowiedział Fred
-Hallo, ziemia do Marleny, myślałam, że planeta Antonio, jest już poza zasięgiem- Darla pstryknęła palcami przed oczyma Marlenki
-Spokojnie. Ja tylko…-zaczęła Marlenka
-Tak ty tylko- powiedziała Darla
Antonio podszedł do stolika, przy którym siedział wysoki, chudy brunet, zbliżający się do czterdziestki i przywitał się:
-Cześć Emmeth
-O, cześć Antonio- odpowiedział mężczyzna. Marlenka i Darla też dopiero teraz go zauważyły. Był to Emmeth Tommy Pinky, ich sąsiad z bloku. Mieszkał na IV piętrze w mieszkaniu nr 18
-Nie idziesz do szkoły?- Spytał Antonio Pinky’ego
-Mam okienko, a przy okazji muszę posprawdzać testy- odpowiedział Pinky
- Antonio, twoje zamówienie- zawołał Fred
Antonio odebrał zamówienie i wyszedł z lokalu odprowadzany wzrokiem Marlenki. Darla przewróciła oczami. Gdy Antonio wyszedł Marlenka podeszła do stolika Pinky’ego i powiedziała:
-Cześć Emmeth
-O, cześć Marlenko
-Cześć-zawołała Darla
-Witaj, Darlo- odpowiedział Pinky
-Możemy się przysiąść?- Spytała Marlenka
-Jasne siadajcie- odpowiedział Pinky
-Mam do ciebie pytanie. Znasz Antonia?- Spytała Marlenka
-Oczywiście, że znam. Pracujemy razem w szkole. Ja uczę historii, a on muzyki- odpowiedział Pinky
-Nie wiesz może czy ma jakąś dziewczynę?- Spytała Marlenka
-Z, czego mi wiadomo, to nie. Czemu pytasz?- Mówił Pinky
-Podoba mi się- stwierdziła Marlenka
-A, ty nie masz przypadkiem chłopaka?- Dziwił się Pinky
-Nie, skąd ci to przyszło do głowy?- Marlenkę zdziwiło to pytanie
-Tak jakoś. Antonio jest tak pochłonięty swoją pracę, że nie zauważa ilu kobietom się podoba. Na jego lekcje przychodzi zdecydowanie więcej dziewczyn niż chłopaków. Jedna koleżanka z naszej pracy jakiś czas z nim chodziła, ale zerwała z nim, bo o wszystkim zapominał, łącznie z randkami - odparł Pinky
-Niezbyt fajnie- stwierdziła Marlenka
-Witaj Marlenko! Cześć Darla! Witaj Pinky- To był Skipper
-Cześć Skipper-zawołała cała trójka sąsiadów
Skipper podszedł do lady i zaczął rozmawiać z Fredem. Darla i Pinky wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Marlenka zawołała do Skippera:
-A gdzie masz resztę chłopaków?
-Siedzą w samochodzie i czekają- odpowiedział Skipper
Chwilę z sobą rozmawiali, w końcu Fred zawołał:
-Cztery zamówienia na wynos
-O, dzięki Fred- powiedział Skipper i wyszedł
- Marlenko muszę iść kupić parę rzeczy do domu- powiedziała Darla
-Tak ja też muszę iść. Nie długo skończy mi się przerwa- zgodziła się Marlenka
-Cześć Emmeth-zawołały Marlenka i Darla
-Cześć dziewczyny-odpowiedział im Pinky
***
Skipper wyszedł z Starbucksa, wsiadł do samochodu i powiedział:
-Chłopcy wasze, zamówienia. A teraz jedźmy Rico
Samochód ruszył przemierzali ulicę w poszukiwaniu czegoś podejrzanego. Przejechali parę przecznic, gdy zobaczyli gang Szczurów zaczepiający jakiegoś młodego mężczyznę. Był niski i gruby, włosy miał dość długie i brązowe. Od razu rozpoznali, że to ich sąsiad z bloku Roger Stanley Gater, mieszkający na trzecim piętrze w mieszkaniu nr 13. Skipper nakazał Rico zatrzymać samochód, z którego wszyscy pośpiesznie wyskoczyli.
-Panowie musimy pomóc naszemu sąsiadowi- zawołał Skipper
-Ej, głupki- Rico zawołał do Szczurów
Ci od razu się odwrócili. O dziwo nie było wśród nich Royaleza, co Skipper tak skomentował:
-No, proszę jednak szef pozwala wam chodzić samemu
-To znowu wy. Tym razem wam się dostanie- warknął jeden z gangsterów
-Raczej wątpię w to was jest trzech, a nas czterech, zlaliśmy was kiedy było was pięciu- zwrócił uwagę Kowalski
- Szeregowy odciągnijcie naszego sąsiada z pola walki- powiedział Skipper
-Rozkaz, szefie. Chodź Roger- powiedział Szeregowy
Podeszli do samochodu. Roger powiedział:
-Ja was znam, mieszkacie pod szóstką. Jesteście tymi żołnierzami, tak?
-Tak, zgadza się Roger. Lepiej tam nie podchodźmy. – Stwierdził Szeregowy
Miał rację. Walka trwała w najlepsze. Nagle strzała przeszyła szyje jednego z gangsterów. Jeden z jego kolegów krzyknął:
-O, mój Boże zabiliście Torreza
-Nie, to nie my- zapewniał Skipper
-Dobra, dobra. Jak nie wy to, kto?- Spytał drugi gangster, któremu za chwilę strzała wbiła się w klatkę piersiową, a on padł martwy. Trzeci gangster nie czekając zbyt długo wskoczył na motocykl i odjechał. Pingwiny zobaczyli z daleka jak jakaś postać, wystrzeliwuje strzałę z liną i wciąga się na dach.
- Szeregowy śledźcie go, ale dyskretnie- powiedział Skipper do Szeregowego, który akurat podszedł z Rogerem
-Już idę- po tych słowach szedł za postacią skaczącą po dachach
- Kowalski zanim wezwiemy policję zbadaj tamto miejsce. Założę się, że koleś zostawił ślady
Po pół godziny Kowalski zdał raport Skipperowi.
-Szefie, on rzeczywiście zostawia ślady
-Wiedziałem- stwierdził Skipper
-Co robimy dalej?- Spytał Kowalski
-Zawiadamiamy policję, niech posprzątają. A później wracamy do domu i czekamy na to, co ustali Szeregowy- mówił Szeregowy
- W porządku, szefie. Roger zabierzesz się z nami?- Spytał Kowalski
-Jasne uratowaliście mnie- odparł Roger
Po przyjeździe policji wrócili do domu.
***
Szeregowy śledził Łucznika. Miał wobec niego mieszane uczucia. Z jednej strony uważał, że ktoś, kto stawia opór niebezpiecznym ludziom, wykazuje się bohaterstwem. Dobrze wiedział, że Szczury wzbudzają powszechny strach na osiedlu, a Łucznik się ich nie boi. Z drugiej strony nie podobała mu się to, że Łucznik jest tak nieostrożny i zgadzał się ze Skipperem, że prędzej czy później będzie miał kłopoty. Zauważył, że Łucznik w pewnym momencie zeskoczył z dachu. Szeregowy szedł paręnaście kroków za nim. Ku swemu zdziwieniu stwierdził, że jest blisko swojego bloku. Jeszcze bardziej się zdziwił, gdy zobaczył jak Łucznik wchodzi do bloku nr 2. To go dopiero zdziwiło.
-Szeregowy?- Rozmyślania przerwał mu znajomy głos
-Cześć, Barry- powiedział Szeregowy
Barry Peter Frog mieszkał na parterze w mieszkaniu nr 2, wprost naprzeciwko drzwi Alice. Był bardzo niski, miał tylko 135 cm wzrostu. Miał 45lat i brązowe włosy. Kiedyś był wrogo nastawiony do Pingwinów, ale po szczerej rozmowie z Szeregowym, przekonał się do nich. Z zawodu był komornikiem sądowym.
-Wracasz z pracy?-Spytał Barry’ego
-Tak, ale dzisiaj nie miałem zbyt dużo do roboty- odpowiedział Barry
Szeregowy i Barry weszli do kamienicy. Nagle otworzyły się drzwi od mieszkania Alice, która od razu zawołała:
-Ej, wy dwaj czynsz!
Szeregowy i Barry przewrócili oczami. Barry wyciągnął z kieszeni czek i powiedział:
-Masz i odczep się
-A, ty?- Spytała Szeregowego
- Kowalski zapłaci jak przyjdzie-odpowiedział Szeregowy
Alice schowała się do swojego mieszkania.
-Wkurza mnie ona- powiedział Barry
-Tak. Mnie też- zgodził się z Barrym Szeregowy
-Dobra. To ja idę do siebie. Cześć- powiedział Barry
-Na razie Barry- pożegnał wchodzącego do mieszkania Barry’ego
Nagle Szeregowy usłyszał za swoimi placami:
- Szeregowy, a wy nie mieliście przypadkiem śledzić Łucznika? Tylko nie mówcie, że go zgubiliście- to oczywiście był Skipper. Wraz z nim byli Kowalski, Rico i Roger.
-Nie, szefie nie zgubiłem go, a wręcz przeciwnie. Wiem, gdzie mieszka- odpowiedział Szeregowy
-To fantastyczna wiadomość. Chodźmy na górę- powiedział Skipper
Kiedy szli po schodach. Roger zwrócił się do Szeregowego:
- Szeregowy jeszcze tobie nie dziękowałem, za uratowanie mnie
-Drobiazg. To nasza praca-odparł Szeregowy
Chłopaki weszli na pierwsze piętro, a Roger poszedł dalej i zawołał:
-Cześć chłopaki, jeszcze raz dzięki
Weszli do mieszkania i usiedli w salonie. Skipper zapytał:
-No to gdzie on mieszka, Szeregowy?
-W bloku naprzeciwko naszego. Tym samym, co Rodzina Pato, Fred i Doris…- mówił Szeregowy
-Doris!!!!- Zapłakał Kowalski
Skipper rzucił mu spojrzenie mówiące:, Zamknij się”. Kowalski uspokoił się
-A ja mu, co?- Spytał Szeregowy
-Jak to, co znowu dostał od niej kosza. Nie zwracaj na niego uwagi, mów dalej- powiedział Skipper
-Wiem, też jak wygląda. Jest między 30 a 40, brunet, średniego wzrostu, możliwe, że mógł mieć coś wspólnego z cyrkiem, sądząc po jego akrobacjach po dachach. Wiecie, chodziłem kiedyś z artystką cyrkową, to ona nauczyła mnie rzucać nożami. Co za dziewczyna!- Szeregowy rozmarzył się o dziewczynie
-Szczegółów nam oszczędź. Ale dobrze, że nauczyła cię rzucać nożami. W walce jest to przydatne. Jutro z rana będziemy śledzić Łucznika.
***
Szeregowy wracał właśnie z wieczornego spaceru z PJ-em. Gdy wszedł na klatkę, zobaczył potężnie zbudowanego wysokiego, mężczyznę, który właśnie płacił czynsz Alice
-Czynsz!- Zawołała do Szeregowego
-Mnie też panią miło widzieć, pani zarządczyni. Cześć, Ted- mówił Szeregowy
-Dzień dobry- odpowiedział mu mężczyzna, następnie poszedł na górę. Ted Bear był najbardziej tajemniczym mieszkańcem kamienicy. Mieszkał na poddaszu w mieszkaniu nr 21. Nikt nic o nim nie wiedział. Rozmowy z sąsiadami ogranicza tylko do uprzejmości. Więcej rozmawia jedynie z Marlenką, (co nie można jednak nazwać przyjaźnią). Szeregowy ignorując wołanie Alice o czynsz. Poszedł na swoje piętro. Z mieszkania wyszedł Maurice.
-Cześć Maurice-powiedział Szeregowy
-O, cześć Szeregowy- odpowiedział mu
-Julian, na litość Boską, pośpiesz się.- Popędzał Juliana Maurice
-Nie pośpieszaj mnie!-Głos Juliana słychać było zza drzwi
-Ileż można się ubierać?- Maurice kręcił głową z niedowierzaniem
-Cześć, chłopaki- to była Darla, która akurat przeszła po schodach do góry
-Cześć- odpowiedzieli jej obaj panowie. Szeregowy zauważył, że Maurice obejrzał się za Darlą., Czyżby ona mu się podobała?”. Pomyślał Szeregowy
-No, no Maurice- powiedział Szeregowy
-Ale, o co ci chodzi?- Spytał Maurice
-Podoba ci się Darla- stwierdził Szeregowy
-Co? Szeregowy może i Darla to najładniejsza dziewczyna w kamienicy, ale ja jestem poważnym biznesmenem. Nie mam czasu na jakieś romanse-mówił Maurice
-Czyli ci się podoba. Sam powiedziałeś, że to najładniejsza dziewczyna w kamienicy- upierał się Szeregowy
Maurice miał już coś powiedzieć, ale z mieszkania wyszedł Julian.
-To, co idziemy?- Spytał Julian
-Tak, idziemy. Na razie Szeregowy- powiedział Maurice
-Ja też, ja też-zawołał Mort
-Ty nie, masz szlaban za pałę z matmy- powiedział Maurice
-Ale…- zaczął Mort
-Nic z tego. Idź się uczyć- powiedział Maurice, następnie zawrócił Morta do mieszkania, które zamknął za nim
-Idziemy Julian- powiedział Maurice
-O.K. Widzę, że ci się strasznie śpieszy- stwierdził Julian
-Tak, dokładnie
-Czołem, Szeregowy- Julian zawołał jednocześnie na przywitanie i pożegnanie
-Cześć Julian- powiedział Szeregowy i wraz z PJ-em weszli do mieszkania
***
Cały następny dzień chłopaki śledzili Łucznika. Okazało się, że pracuje w klubie łuczniczo- strzeleckim, jako instruktor. Na krótki czas stracili go z oczu. Nagle zobaczyli, że do jednej z kawiarni weszło dwóch zbirów z gangu Szczurów. Oczywiście byli niemili dla obsługi i straszyli klientów. Pingwiny już mieli interweniować, gdy strzała wbiła się w głowę jednego z gangsterów. Wcześniej przeleciała nad stolikiem jakiegoś starszego małżeństwa. Drugi gangster wstał już sięgał po broń, gdy strzała wbiła mu się w klatkę piersiową. Obaj gangsterzy byli martwi. Strzała, która zabiła drugiego gangstera, śmignęła tuż nad głową kelnera. Szeregowy zawołał:
-Szefie, tam- i wskazał miejsce gdzie był Łucznik. Ku ich zdziwieniu zaczął powoli iść. Pingwiny poszli za nim. Łucznik skręcił w jakiś zaułek. Pingwiny skręciły za nim. To był ślepy zaułek. Ku ich zdziwieniu zobaczyli, że Łucznik stoi naprzeciwko ich. Nie wyglądał jakby chciał uciekać. Nawet uśmiechał się do nich. Zrobi krok do przodu. On nie robił nic. Widząc, że sytuacja jest dziwna, Skipper zaczął rozmowę:
-Dlaczego nie uciekasz przed nami?
-Chciałem was poznać. Na osiedlu jesteście już legendami- mówił Łucznik, miał akcent z Oklahomy
-I poznałeś- stwierdził Skipper
-Jestem Archibald Robert Archer, dla znajomych Archie. Wy nie musicie się przedstawiać, wiem, kim jesteście- mówił Łucznik
-Jestem waszym fanem, naprawdę podziwiam to, co robicie- dodał po chwili
-Nie rozdajemy autografów. Chcemy żebyś przestał- upomniał go Skipper
-Przestać? Dlaczego? Ktoś musi robić porządek z tymi Szczurami. Wiem, że cały dzień za mną łaziliście. Wczoraj też…- ostatnie słowa kierował do Szeregowego
- Szeregowy twierdziliście, że was nie widział?- Dziwił się Skipper
-Wyglądał jakby mnie nie zauważył- zapewniał Szeregowy
-Mniejsza z tym. Musisz przestać Archie. Dzisiaj omal nie trafiłeś cywilów- zwrócił uwagę Skipper
-Jednak ich nie trafiłem- odpowiedział Archie
-Ale mogłeś. To, co robisz to nic innego jak samosąd- upomniał go Skipper
-A jak nazwać to, co wy robicie?- Archie postawił pytanie retoryczne
-Za, kogo się masz? Za jakiegoś Green Arrowa?- Spytał Szeregowy
-Raczej za Sokole oko- odparł Archie
-Poza tym zostawiasz dużo śladów. W końcu Royalez namierzy cię i zabije- ostrzegał go Kowalski
-Chcecie bym przestał? To mnie najpierw pokonajcie!- Po tych słowach wystrzelił w górę strzałę z liną i wciągnął się na dach. Stamtąd zawołał do nich:
-Jeśli tylko mnie dogonicie
- Rico, lina z hakiem- rozkazał Skipper
Rico wyciągnął błyskawicznie linę z hakiem, którą wystrzelił ze specjalnego pistoletu. Pingwiny zaczęły wciągać się na dach. Archie zawołał:
-Widzę, ze się przygotowaliście. Niech wygrają najlepsi
Po czym przeskoczył na następny dach, zanim wszyscy chłopacy znaleźli się na tym pierwszym.
-Za nim! Szybko- zawołał Skipper
-Jedno mu trzeba przyznać. Niezły jest- stwierdził Kowalski
-Niestety dla nas tak- zgodził się Skipper
-Noo!- Przyznał Rico
-Co racja, to racja-przytaknął Szeregowy
Przeskakiwali z dachu na dach w pogoni za Archie ’m.
-Dobra dość tego. Rico lasso- powiedział Skipper
Rico wyciągnął z plecaka lasso. Skipper wyciągnął bumerang.
-Co szef zamierza?- Spytał Szeregowy
-Strącić i złapać- odparł Skipper, po czym rzucił bumerangiem w nogi Archie’ego, kiedy ten chciał przeskoczyć. Zaczął spadać, lecz Skipper wtedy krzyknął:
- Rico, łap go
Rico posłusznie zarzucił lasso, którym złapał Archie’ego. Następnie powoli go opuścił, a chłopaki zsunęli się na swojej linie w dół. Wylądowali na chodniku. W pobliżu był jakiś opustoszały plac. Szeregowy rozbroił Archie’ego. Gdy już mieli iść ten walnął Rico i wyswobodził się z lasso. Pobiegł w stronę pustego placu.
-Za nim- zawołał Skipper i pobiegli w tym samym kierunku, co Archie
Rico najszybciej dogonił Archie’ego, jednym susem powalił go i przygwoździł na ziemi. Archie zaraz go jednak odepchnął Rico i wstał. Otaczali go już jednak chłopacy, Rico też wstał bardzo szybko.
-To, co? Finałowa walka?- Spytał Archie
-Finał może być mroczny- oznajmił mu Skipper
Zaczęła się walka wręcz. Archie dawał radę, pomimo, że oni mieli przewagę. Archie uderzył Kowalskiego w głowę, ten się zachwiał i powiedział:
-Tylko nie w moją cenną głowę
Archie jak na zawołanie uderzył go w klatkę piersiową. Szeregowy podhaczył Archie’ego, ten upadł, ale zaraz się podniósł i skoczył na Szeregowego przygważdżając go do ziemi i powiedział:
-Tego chyba się nie spodziewałeś
-A, ty tego- po tych słowach uderzył go głową w nos, za którego Archie natychmiast się złapał. Szeregowy korzystając z okazji odepchnął go od siebie. Rico odnalazł lasso i ponownie zarzucił na Archie’ego. Po chwili owinął linę lassa dookoła rąk Archie’ego.
-To koniec Archie. Oddamy ciebie policji- powiedział Skipper
-Nie zdążycie tam nawet dotrzeć- odezwał się głos Rata Royaleza
-Ty- powiedział znudzony Skipper
Za chwilę zobaczyli, że zaczęło pojawiać się coraz więcej Szczurów. Royalez zaczął mówić:
-Chyba dziś mój szczęśliwy dzień. Prawie wszyscy moi wrogowie tutaj razem. Pingwiny i Łucznik. Jak na talerzu
-Nie zamierzam być twoją przystawką Royalez- odpowiedział Skipper
-A to się jeszcze okaże- powiedział Royalez
-Zlaliśmy cię wtedy w klubie, zlejemy i teraz- odparł Skipper
-Zdajesz sobie, że wtedy było nas tylko pięciu. Teraz jest 40. A was czterech
-Pięciu. Uwolnij Archie’ego Rico- powiedział Skipper
Rico wykonał polecenie. Szeregowy spytał Archie’ego:
-Nie chcesz swój łuk?
-Oczywiście, że chcę- odparł Archie
Szeregowy oddał mu łuk i kołczan.
-Wy naprawdę sądzicie, że w piątkę mnie pokonacie? Ha! Ha! Ha!- Zaśmiał się Royalez
-Jego śmiech jest obrzydliwy-stwierdził Szeregowy
-Zgadzam się z tobą młody- powiedział Skipper
-Dosyć tego! Brać ich!- Zawołał Royalez do swoich ludzi. Znowu zaczęła się walka
-Kowalski, opcje-powiedział Skipper
-Musimy się przedrzeć przez nich i spróbować się dostać do naszego samochodu- mówił Kowalski
-Albo ich posiekać- oznajmił Rico
-Rico, oni mają przewagę, a my nie mamy przy sobie broni palnej- powiedział Kowalski
-Ale mamy to- Rico wyciągnął maczetę
-Moja maczeta- zawołał Royalez
-Już nie!- Odparł Rico i pokazał mu język
-Zabić ich! Całą piątkę- Royalez wydawał rozkazy swoim ludziom
Rico ciął maczetą na lewo i prawo. Szeregowy wywijał nunczaku, Kowalski walił wrogów kastetem, Skipper obezwładniał ich bumerangami, a Archie posyłał kolejne strzały. W końcu udało im się opuścić plac i dotrzeć na ulicę. W ten Archie zaproponował:
-Mamy liny. Ciekawe czy oni też?
-Za tłuści na wspinaczkę- powiedział Rico
-Świetny pomysł Archie. Na dach- powiedział Skipper
Archie i Rico wystrzelili liny: Archie z łuku, a Rico z pistoletu. Liny zaczepiły się o dach. Pingwiny i Archie kolejno się wciągnęli
-Nie!!!!!!!!!!!!- Royalez krzyczał jak opętany
-Zapłacicie mi za to!- Krzyknął Royalez
-Przyjmujesz czeki czy tylko gotówkę. Kowalski się z panem rozliczy- mówił Skipper
-Od was chcę tylko krwi!!!- Wrzeszczał w niebogłosy Royalez
-Nie wchodzi w grę- odparł Skipper
Nagle Rico stanął na skraju dachu, rozpiął rozporek i po czym zaczął sikać, trafiając Royaleza prosto w twarz
-Rico to było obrzydliwe nawet jak na ciebie- powiedział Szeregowy
-Chciało mi się lać- powiedział Rico wzruszając ramionami
-Właśnie widzimy chłopcze. No dobra zwijamy się póki Royalez nie wpadnie na pomysł, by wejść do budynku i windą wjechać na dach- stwierdził Skipper
***
Pingwiny i Archie uciekli Royalezowi i jego Szczurom. Zaprosili Archie do siebie na męską rozmowę
-Chcesz piwo?- Spytał Skipper Archie’ego
-Jasne, że tak- odparł Archie
Skipper podał mu butelkę, swoim podwładnym też.
-Nie będę już robił tego, co robiłem- oznajmił Archie
-Na to liczymy- powiedział Szeregowy
-Ale nie chcę być bezużyteczny- mówił Archie
-Wcale nie musisz. Możesz nam pomagać- odparł Szeregowy
-Naprawdę mogę wam pomagać?- Spytał Archie z niedowierzaniem
-Pomoc zawsze w cenie- odparł Kowalski
-To znaczy, że nie wydacie mnie policji?- Spytał Archie
-Tylko, jeśli wrócisz do samosądów. Dopuszczalna tylko obrona- mówił Skipper
-Bo jak nie to lanie!- Zawołał Rico
-Nie zwracaj na niego uwagę. On już tak ma- powiedział Skipper
I tak Pingwiny uzyskali nowego sojusznika i przyjaciela. Resztę wieczoru spędzili na rozmowach przy piwie